brattvaag

brattvaag

KIM JEST RENIFEROWA?

Mieszkam na wyspie. Bywa, że woda leje się z nieba, deszcz pada poziomo, a wiatr chce urwać głowę. Ale gdy wyjdzie słońce, woda w fiordzie zaczyna mienić się kolorami, czas staje w miejscu. Tu w pełni czuję, że JESTEM. W Norwegii bywałam wcześniej jako turystka, od jesieni 2011 tu jest mój dom.

Na blogu piszę o godnych odwiedzenia zakątkach Norwegii - także tych mniej znanych. Blog to także skrawki naszego emigracyjnego życia. To zapiski przede wszystkim dla naszych dzieci. Ale nie tylko.

Zapraszam!

Reniferowa

niedziela, 5 grudnia 2010

(3) I ETAP: Brattvåg – Bergen lato 2010

Dokładne opisywanie trasy nie ma, moim zdaniem, sensu. Przecież nie chcę nikogo zanudzić! Pojawią się tu raczej wyrywkowe relacje z podróży. Pokażę Wam moje ukochane miejsca. Opowieść okraszą z pewnością różne dygresje. Ta skłonność do dygresji to moja słabość, ale taki już mój urok. Poza tym takie „gawędziarstwo” jest podobno nieuleczalne, więc nie będę się porywać z motyką na słońce (czytaj: próbować się zmienić). No to zaczynamy!

Po odnotowaniu stanu licznika na starcie wyruszyliśmy. Słońce grzało, a z radia NRK rozbrzmiewały norweskie letnie przeboje (o nich może kiedy indziej, bo to mój prawdziwy konik).
Podczas podróży wielokrotnie korzystaliśmy z powszechnego dla mieszkańców zachodniej Norwegii środka transportu – promu. Na cenę biletu za prom składają się dwie pozycje: 1. cena biletu za auto i kierowcę, 2. cena za pozostałych pasażerów. Zatem Renifer, gdy jedzie ze mną, prosząc o bilet, mówi „bill og en” co dosłownie znaczy „auto i jeden” (w domyśle : jeden pasażer). Wyobraźcie sobie moje zdumienie, gdy płynęliśmy promem pierwszy raz, a było to dosyć dawno. Przez moment pomyślałam: „Co ten Renifer wygaduje, przecież człowiek sprzedający bilety wyraźnie widzi, że jest nas dwoje, więc za DWIE osoby powinniśmy zapłacić.” Z drugiej strony, wiem że mój Renifer jest najuczciwszym z reniferów i nie posunąłby się do takiego oszustwa. Po chwili wszystko się wyjaśniło, a ten bilet za prom powędrował do mojego podróżnego archiwum.
Reniferowa na promie
Po opłaceniu promu pasażerowie wędrują zazwyczaj do baru na kawę i babeczki, kanapki lub hot-doga, my natomiast najczęściej szukamy najlepszego punktu widokowego na górnym pokładzie. Wierzcie mi, jest na co patrzeć! Czy znacie to uczucie, gdy z wrażenia odbiera Wam mowę, zmysły zaczynają pracować na najwyższych obrotach, intensywnie czujecie zapachy, podmuchy wiatru na skórze, chłoniecie wręcz barwy, chcąc zlać się z tym, co wokół?  Prawie każdy przeżył coś takiego. Ja czegoś takiego doświadczam za każdym razem, będąc w Norwegii. Norweskie fiordy to czarowne miejsca, które działają na mnie jak magnes. Wyłaniające się z wody wyspy i mniejsze wysepki, majestatyczne góry na dalszym planie. Chciałoby się krzyczeć: „Chwilo, trwaj!”.

W dalszej drodze mijamy kolejne urokliwe miejsca. Cały czas nie odrywam wzroku od krajobrazu. Charakterystycznym elementem każdej, nawet niewielkiej osady są mariny, przystanie, w których łodzie czekają na kolejne uruchomienie silnika i śmignięcie na otwarte wody. Dla Norwegów spędzanie czasu na łonie przyrody jest czymś powszechnym. A wędkowanie czy wręcz samo pływanie łódką to najnormalniejszy element życia każdej rodziny. I nie ma tu absolutnie mowy o tzw. lansowaniu się, czyli chęci zaimponowania komuś. Wydaje mi się, że Norwegowie z zachodnich landów mają nawet nieco grubszą skórę, zwłaszcza na twarzy, co jest wynikiem częstego przebywania na słońcu i wietrze. Uwielbiam obserwować takich zahartowanych w różnych warunkach ludzi, podziwiać ich twarze, które mają jakąś ukrytą głębię.

Gdy mijamy położone w dole osady, myślę o ludziach, którzy prowadzą tu spokojne życie. Pamiętam, jak w jednym z pierwszych maili wysłanych z Norwegii do Reniferowej Siostry (a było to 4 lata temu!) pisałam o swoim wewnętrznym przekonaniu, że jestem stworzona do takiego spokojnego życia. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że za jakiś czas moje marzenie będzie mogło się urzeczywistnić.
W drodze wielokrotnie zatrzymujemy się, robimy zdjęcia, pijemy kawę z kubka, który uzupełniamy gorącymi napojami na kolejnych stacjach Statoil. I tu informacja praktyczna. Kubek sporo kosztuje (w tym roku chyba 200 koron), ale możesz go uzupełniać gorącymi napojami na wszystkich stacjach Statoil. Zatem planującym dłuższą podróż po Norwegii zdecydowanie polecam taki zakup! Niestety magiczne właściwości kubka pod tytułem „darmowe napełnianie” kończą się z upływem roku, więc w kolejnym roku czeka cię następny zakup (każdy rok to nieco inny kolor kubka).
Warto wspomnieć, ze Norwegia zasłużenie zyskała miano kraju odpowiedzialnych kierowców. Złośliwi twierdzą, że to z obawy przed horrendalnie wysokimi mandatami, a mnie się wydaje, że wynika to raczej z ich niezwykle łagodnego usposobienia. Ze spokojem mijają stadko, które akurat wędruje ich pasem drogi. Nikt się nie złości, że musiał zwolnić. Przecież te stworzenia to też żywy kawałek przyrody. My także celebrujemy tę kozią defiladę. Przygodom ze zwierzętami należy się specjalny wpis, kiedyś na pewno się pojawi.


Reniferowa gna w stronę Huldefossen
W połowie drogi do Bergen zatrzymujemy się w oznaczonym koniczynką miejscu w gminie Førde (Førde Kommune). Napis obok koniczynki głosi: Huldefossen (wodospad Hulde). 
Parkujemy przy szkole i dalej wędrujemy kilkaset metrów pieszo. Przy wodospadzie spotykamy niemieckie małżeństwo w naszym wieku. I nikogo więcej! Żadnego hałaśliwego tłumu turystów. Dodam, że tu nawet w dużych miastach nie odczuwa się tego, że miejsce jest stadnie nawiedzane przez rzesze przybyszów.  Jedyny wyjątek stanowi chyba centrum Bergen, którego zwiedzanie  najlepiej rozpocząć bardzo wczesnym rankiem. Zbliżamy się do wodospadu na tyle blisko, aby poczuć na twarzach drobinki wody. Uważamy jednak, by chłodny wodny aerozol nie przemoczył nam ubrań. Tuż przy wodospadzie Renifer chowa aparat i chwilę korzystamy z tej nieplanowanej wodospadowej inhalacji.



Odczuwam już zmęczenie, ale przesuwające się za szybą widoki jakby mówiły: „Nie zasypiaj. Czekamy na twoje spojrzenie.” I jak tu nie ulec! A oto jeden z takich „gadających” widoków. Sami przyznajcie, że naprawdę nie mogłam spać.



 Na długo zapamiętam  młyn wodny znajdujący się około 50 km na północ od Bergen. I to nie ze względu na jego urok (choć trzeba przyznać, że miejsce było piękne), lecz z powodu  osobliwej pamiątki, jaką  stamtąd powiozłam dalej w świat.
Det siste stampehuset
Do młyna zeszliśmy z drogi stromą ścieżką. Renifer oczywiście z zainteresowaniem  godnym konstruktora oglądał wnętrze budowli. Z informacji przygotowanych dla turystów wynikało, że jest to Det siste stampehuset czyli ostatni młyn wyposażony w specjalne prasy do miażdżenia ziaren. Zatem prawdziwy unikat. 
No to jak unikat, to ja tez chciałam wejść do środka. Ale nie pomiarkowałam, że drzwi mają wysokość jak dla trolla czy innego niziołka. Efekt był taki, że walnęłam (i to jest jeszcze eufemizm!) głową we framugę drzwi, poleciałam z impetem na trawę i na  moment wszystko wokół jakby zwolniło tempo (taki odlot to mają chyba Holendrzy po dozwolonej u nich używce).
Za chwilę dostrzegłam Renifera pędzącego w moją stronę w samych krótkich spodenkach.
Reniferowa wzdycha: "Taki młyn, że głowa mała!"
Pomyślałam, że naprawdę ze mną niedobrze, bo chyba mam jakieś zwidy. Po chwili okazało się, że Renifer, nie mając nic innego pod ręką, zdjął z siebie koszulkę i zamoczył ją w strumieniu. Na szczęście obyło się bez rany, a siniak na głowie jeszcze długo po powrocie do domu przypominał mi o tej przygodzie. Musieliśmy dziwacznie wyglądać, gdy wracaliśmy do auta: półnagi mężczyzna i towarzysząca mu kobieta z turbanem na głowie! Chociaż, znając wyrozumiałość Norwegów, im zapewne nie wydałoby się to dziwne.
I jak tu nie kochać reniferów!

Następny wpis poświęcę relacji z Bergen.



Odrobina norweskiego na co dzień 

po norwesku: Det er bedre å våkne alene og vite at en er alene  enn å våkne sammen med noen og allikevel være ensom. (Liv Ullmann)
po polsku:    Lepiej budzić się w pustym łóżku i wiedzieć, że jest się samemu niż budzić się obok kogoś i odczuwać samotność. (wolne tłumaczenie Reniferowej)


Pozdrawiam!
Ha det bra!

Reniferowa




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz