brattvaag

brattvaag

KIM JEST RENIFEROWA?

Mieszkam na wyspie. Bywa, że woda leje się z nieba, deszcz pada poziomo, a wiatr chce urwać głowę. Ale gdy wyjdzie słońce, woda w fiordzie zaczyna mienić się kolorami, czas staje w miejscu. Tu w pełni czuję, że JESTEM. W Norwegii bywałam wcześniej jako turystka, od jesieni 2011 tu jest mój dom.

Na blogu piszę o godnych odwiedzenia zakątkach Norwegii - także tych mniej znanych. Blog to także skrawki naszego emigracyjnego życia. To zapiski przede wszystkim dla naszych dzieci. Ale nie tylko.

Zapraszam!

Reniferowa

czwartek, 31 stycznia 2013

(133) U norweskiego lekarza

Co pół roku muszę zrobić badanie krwi. Mimo że mieszkamy na prowincji, w cieniu dużego (jak na norweskie warunki) miasta Ålesund, to na wizytę u naszego wiejskiego lekarza mogę umówić się drogą elektroniczną. Wchodzę na stronę naszej przychodni, wysyłam zgłoszenie z adnotacją, w jakich dniach i o jakiej porze chcę spotkać się z lekarzem. W odpowiedzi otrzymuję sms z datą wizyty. Mogę ją odwołać najpóźniej 24 godziny przed ustalonym terminem bez ponoszenia żadnych kosztów.
Gdyby dopadła mnie choroba o gwałtownym przebiegu (gorączka, dreszcze, zawroty głowy i tym podobne), lekarz przyjmie mnie szybciej. Może się jednak okazać, że w celu uzyskania natychmiastowej pomocy trzeba będzie dotrzeć na dyżur (legevakt), najczęściej do szpitalnego oddziału ratunkowego.
Jeśli planuję wykonanie badań laboratoryjnych, które należy zrobić, będąc na czczo, muszę zarejestrować się co najmniej dwa - trzy tygodnie wcześniej. Chętnych na poranne wizyty jest sporo, a czekanie z pustym żołądkiem do południa może być mało komfortowe. Laboratoria najczęściej znajdują się w tym samym budynku, co gabinet lekarski i od razu po wyjściu od medyka wędruję na upuszczenie krwi.

Wchodzę do lekarza. Od progu widzę uśmiechniętego czterdziestoparolatka i jego wyciągniętą na powitanie rękę. Rozmowa i badanie trwają około 15 minut, po czym widzę przez kolejne 10 minut plecy lekarza skupionego na wklepywaniu do komputera tego, czego się ode mnie dowiedział. Wszystkie dane medyczne i zlecenia na badania archiwizowane są elektronicznie. Robię wielkie oczy, gdy okazuje się, że recepty nie dostanę do ręki. Ona będzie czekać na mnie w aptece. Ponoć w dowolnej aptece w całej Norwegii. Później doczytałam w internecie, że niewielka część Norwegii nie jest jeszcze objęta usługą elektronicznej recepty. Teraz wystarczy podać farmaceucie swój numer personalny i dokument tożsamości i odebrać leki. Uważam, że to rewelacyjne rozwiązanie, dzięki któremu możliwe jest dobre gospodarowanie medykamentami. Tu niewykonalne jest wędrowanie od lekarza do lekarza w celu zdobycia zapasu leków (którego część z powodu przeterminowania ląduje w koszu na śmieci). Tu każdy lekarz ma wgląd w zaordynowane ci poprzednio leczenie i jeśli masz na przykład aktywną receptę na levaxin, to system nie pozwoli na wygenerowanie kolejnej. Na recepcie mam leki na cały rok, tzn. co trzy miesiące mogę wykupić kolejne opakowanie.

Teraz dostaję do ręki skierowanie na badania. Przy pierwszej wizycie mój lekarz prowadzi mnie pod drzwi laboratorium (sic!). A na pożegnanie oznajmia, że za kilka dni otrzymam od niego list z wynikami i jego komentarzem.
Po wykonaniu badań wędruję do kasy, uiszczam opłatę. Wszyscy ubezpieczeni płacą niewielką jak na norweskie warunki sumę za wizytę u lekarza. Ponosi się też koszty materiałów wykorzystanych w czasie wizyty/badań laboratoryjnych (np. bandaże, pojemniczki na pobierane próbki, strzykawki). Jest to tzw. wkład własny (egenandel). Gdyby w Polsce wprowadzić symboliczną opłatę, choćby 3-5 zł za każdą wizytę, być może skończyłoby się traktowanie przychodni jako miejsca spotkań towarzyskich, a lekarza jako kumpla do pogawędek.

Po trzech dniach znajduję w skrzynce list.
Zaczyna się słowami: Takk for sist! To zwrot często używany przez Norwegów. Dosłownie znaczy to: Dziękuję za ostatnie/ostatnią/ostatni (w domyśle spotkanie, imprezę, wspólne wyjście do kina). Tak Norwegowie dziękują sobie za ostatnie bycie razem. Wielokrotnie słyszałam te słowa, ale że lekarz zacznie nimi skierowany do mnie list, nie przyszło mi do głowy!
W liście wyniki badań, komentarz i zaproszenie na spotkanie za sześć miesięcy.

No to Takk for sist, panie doktorze!

***

Przykładowe stawki wkładu własnego:
wizyta u fastlege (odpowiednik polskiego lekarza rodzinnego) - 136 kr
wizyta na legevakt (dyżur lekarski - najczęściej w szpitalu) - 229 kr

Wszystkie aktualnie obowiązujące stawki wkładu własnego na stronie HELFO.

***

Krążą słuchy, że najpopularniejszym lekiem ordynowanym przez norweskich lekarzy jest paracet. Jak mnie kiedyś dopadnie jakieś prawdziwe choróbsko (tfu, tfu, tfu, na psa urok!), to się przekonam. I niechybnie o tym napiszę. Jak dotąd - mój lekarz robi, co do niego należy i traktuje mnie jak człowieka.



Pozdrawiam, ha det bra!
Reniferowa

wtorek, 29 stycznia 2013

(132) Mam szczęscie



Schodzimy z Aksli, przechodzimy przez niewielki pas parkowej zieleni, wychodzimy z parku. Pierwszym mijanym budynkiem jest położona przy Parkvegen kamienica. Dokładnie: Parkvegen 6.
Lubię zatrzymać się tam na chwilę. Przyglądam się zdobiącemu fasadę napisowi:
Hver barnesjæl som foldes ud er en provins til landet lagt.
W (bardzo) wolnym tłumaczeniu znaczy to:
W każdej narodzonej dziecięcej duszy kryje się zaczątek odrębnej krainy.

Myślę o naszych dzieciach. Jak odrębnymi, niepowtarzalnymi światami stały się te dwie istoty. Z całym bogactwem ufności, radości, zachwytów, nadziei, smutków i rozczarowań.

Przypominam sobie setki moich polskich uczniów. Każdy z innej bajki, każdy na swój sposób wyjątkowy. Czy można ich porównywać? Czy porównywanie to nie burzenie harmonii tych autonomicznych i samookreślających się światów?

Przyglądam się szkrabom, z którymi spędzam ostatnio długie godziny. Te maluchy potrafią już dobrze odgraniczać swój własny świat, swój mały kosmos od tego, co obce, co na zewnątrz.

Mam szczęście. Na moich oczach i w moim towarzystwie rosną setki krain!
Na coś się przydałam.


***

Autorem zdobiącego fasadę kamienicy zdania jest Bjørnstjerne Bjørnson - ten sam, który stworzył norweski hymn narodowy Ja, vi elsker dette landet


Pozdrawiam, ha det bra!
Reniferowa

środa, 23 stycznia 2013

(131) Nie wiem, jaki nadać tytuł...

Dziś Bil Gates odwiedził Oslo. Od lat działają razem z Jensem Stoltenbergiem na rzecz poprawy sytuacji dzieci na świecie. Czytam w dzisiejszym wydaniu Aftenposten, że od 2010 roku dzięki wspólnej akcji norweskiego premiera i Bila Gatesa zaszczepiono 250 milionów dzieci. Światowa Organizacja Zdrowia szacuje, że ocaliło to życie pięciu milionom maluchów.
To jakby ocalić całą liczącą pięć milionów ludność Norwegii.

***

Ciężko o tym pisać. Dowiedziałam się właśnie, że tydzień temu zmarła Natalka Polbratek, zmagająca się z najgorszą z chorób. O Natalce usłyszała cała Norwegia, gdy jej starsza siostra Emilia napisała do VG, że chciałaby swojej odchodzącej siostrzyczce zorganizować jej ostatnie najwspanialsze wakacje. I takie były te wakacje, dzięki wsparciu wielu obcych ludzi. Historia dziewczynek poruszyła także króla Haralda - wspomniał o nich w orędziu noworocznym, nazywając Emilię bohaterką.
W maju Natalka skończyłaby sześć lat.

Dziwny świat. Z jednej strony miliony dzieci, żyjących w skrajnych warunkach, często bez dostępu do świeżej wody - ocalonych dzięki szczepieniom.
Z drugiej - bezsilność medycyny i odejście kilkuletniej kruszynki mimo opieki i terapii w tym najbogatszym z krajów.
Czy tak los próbuje uczyć nas pokory?


Pozdrawiam, ha det bra!
Reniferowa

niedziela, 20 stycznia 2013

(130) Terje Fagermo i norweskie przestrzenie


Terje Fagermo, malarz tworzący w Ålesund, znany jako lysets mester, czyli mistrz światła. Jego prace znajdują się nie tylko w zbiorach koneserów sztuki. Wiele instytucji, urzędów, firm szczyci się tym, że ich siedziby zdobią jego dzieła.
Podobno twierdzi, że nie zależy mu na licznych wystawach. Woli rozwijać się jako artysta niż wędrować z wystawy na wystawę.
Nie zmienia to faktu, że jest twórcą cenionym. O jego klasie świadczyć może to, że gdy w 2009 roku Galeria Roberta Sandelsona w Londynie miała zorganizować ekspozycję dzieł twórców norweskich, podjęto decyzję, że prezentowane będą prace Edwarda Muncha - autora słynnego "Krzyku" - i Terje Fagermo.

Wystawa w Aalesunds Kunstforening , którą dziś odwiedziliśmy, otwarta została w grudniu 2012, krótko po osiemdziesiątych urodzinach Terje.











Zdjęcia dość kiepskiej jakości, ale chodzi tylko o oddanie klimatu prac artysty.
Za wyrażenie zgody na wykonanie zdjęć DZIĘKUJEMY!


***

Renifera uderzył smutek zionący z większości obrazów. Dla mnie to bardziej jakieś zatracenie się w przestrzeniach i barwach. I trochę tęsknoty.

Chciałoby się mieć choć jedno z dzieł Terje Fagermo tylko dla siebie. Zaokienne obrazy miałyby jakąś konkurencję.
Taki zachód słońca mieliśmy dzisiaj. Szkoda, że nie umiem malować.




Pozdrawiam, ha det bra!
Reniferowa

piątek, 18 stycznia 2013

(129) Piątek - dobry dzień na start


"Puchatek spojrzał na obydwie łapki. Wiedział, że jedna z nich jest prawa, i wiedział jeszcze, że kiedy już się ustaliło, która z nich jest prawa, to druga była lewą, ale nigdy nie wiedział, jak zacząć."

("Kubuś Puchatek" Alan Alexander Milne)


Źródło ilustracji: http://www.alldisneycartoons.com


Dziś zaczęłam pracę ze skrzatami:) Maluszki są cudowne!
Dzień godny zapamiętania także za sprawą Skavlana, który po urlopowej przerwie wrócił w końcu do nas.


Pozdrawiam, ha det bra!
Reniferowa

czwartek, 17 stycznia 2013

(128) Film "Lys: Ålesund" - spójrz i zapomnij o całym świecie!

W dzisiejszym Sunnmørsposten czytam, że Stian Rekdal i Karl Otto Kristiansen (obaj z Ålesund) stworzyli wyjątkowy film. Jego niezwykłość polega na tym, że składa się z wielu tysięcy pojedynczych zdjęć wykonywanych w równych odstępach czasowych, a następnie zmontowanych w kolejne sekwencje filmowe. Film trwa nieco ponad trzy minuty.
Stian Rekdal to fotograf - samouk, pracujący na co dzień jako kierowca samochodu dostawczego. Zyskał szczególne uznanie za zdjęcia zorzy polarnej wykonane z Sukkertoppen. Były one wykorzystane przez firmy LG i Toshiba w promocji najnowszych telewizorów 4K. Jego zdjęcia pojawiły się podczas prezentacji produktów na targach Consumer Electronics Show w Las Vegas - stąd tytuł artykułu w Sunnmørsposten: "Fra Sukkertoppen til Las Vegas", czyli "Z Sukkertoppen do Las Vegas".

Ci, którzy zaglądają tu częściej, pamiętają zapewne moją fascynację grą świateł, prawdziwym świetlnym tańcem nieba i okolicznych wysp. Tylko mgła czasem wtrąca swoje trzy grosze i kładzie się, zasłaniając to, co tak cieszy oczy.
Noc, w domu światła pogaszone. Podchodzę do okna i patrzę na tę zaokienną magię. To już rytuał. Bez tego nie zasnę. Kilka miesięcy temu pisałam o mistycznym wręcz doświadczeniu - obserwacji zorzy polarnej. I wiem, że na północ jechać chcę nie tylko dla piękna Lofotów czy dziewiczych krajobrazów Svalbardu.
Pojadę tam przede wszystkim dla niej.
Dla zorzy.

Zapraszam do obejrzenia filmu "Lys: Ålesund" (LINK).
Jest na nim i nasza wyspa:)
Źródło filmu: http://www.smp.no/nyheter/article6959631.ece


Pozdrawiam, ha det bra!
Reniferowa

poniedziałek, 14 stycznia 2013

(127) Żyj i pozwól żyć - Kardemommeloven

Na zakończenie czwartej klasy dostałam od mojej najukochańszej wychowawczyni - pani Danuty - książkę "Rozbójnicy z Kardamonu" (tytuł oryginału: "Folk og røvere i Kardemommeby"). Dziwne, trudne do zapamiętania nazwisko autora - Thorbjørn Egner - zginęło gdzieś w czeluściach niepamięci. Nie wiedziałam wtedy oczywiście, że autor jest Norwegiem. Być może nie miałam też pojęcia, gdzie leży Norwegia. A już na pewno nigdy na myśl mi wtedy nie przyszło, że zamieszkam kiedyś w kraju twórcy tej świetnej książki dla dzieci.

Kardamońskie prawo, czyli Kardemommeloven to jedyna zasada, według której mają żyć mieszkańcy Kardamonu.
Brzmi ono tak:
Man skal ikke plage andre, man skal være grei og snill, og for øvrig kan man gjøre hva man vil.
Znaczy to:
Nie należy dokuczać innym, trzeba być miłym i uprzejmym, a poza tym można robić, co się chce.

Już będąc tu, dowiedziałam się, że kardamońskie prawo jest niezwykle popularne wśród Norwegów i wielu potrafi cytować je z pamięci. Pamiętam, jak kiedyś Inga wyśpiewała nam je w szkole.
I tak właśnie odbieram Norwegów. W relacjach z innymi - życzliwie nastawieni, uprzejmi, ale nigdy nachalnie uprzejmi, bez wymuszonych uśmiechów i pseudoserdecznych uścisków. Czasem z rezerwą podchodzą do przybyszów, ale ludzie zazwyczaj boją się tego, co nieznane. Bezinteresowna złośliwość, nieżyczliwość - raczej chyba nieznane są Norwegom. Mają swoje życie, na którym się koncentrują. Jesteś u siebie, możesz robić, co chcesz i jeśli nie zakłócasz życia innym, nikt się w twoje sprawy nie wtrąca.
Ktoś zapyta: Dlaczego Norwegia?
Między innymi, dlatego.


Pozdrawiam, ha det bra!
Reniferowa

piątek, 4 stycznia 2013

(126) 2013 - start!



Posylwestrowy powrót na wyspę. Długa, męcząca podróż. Na parkingu przed Lillehammer rozsiadła się trollowa para. I chyba to nie dzieci bawiły się tu śniegiem. Ona ma czym oddychać, na jego walory spuśćmy zasłonę milczenia.



Między Otta a Dombåsem mieliśmy za towarzyszkę podróży olbrzymią tęczę, która nagle pojawiła się na zasnutym ciężkimi chmurami niebie.





Nareszcie w domu. My sponiewierani podróżą. Pies rześki jakby własnie opuścił spa, a nie swój transportowy kojec.

Myślę o tym czasie, co za nami. Spotkania z bliskimi, okruchy wspólnych chwil, śmiech, łzy wzruszenia, rozmowy. Dziękujemy!
Kilka niepotrzebnych chwil złości, które chciałoby się wymazać z pamięci. Przedświąteczna gonitwa, hałas wielkiego miasta - to już przeszłość.
Teraz tylko wiatr za oknem i chrapanie psa.

***

Niech ten kiełkujący 2013 rok da Wam, którzy tu czasem zaglądacie, dobre życie!

Pozdrawiam, ha det bra!
Reniferowa