niedziela, 16 września 2012

(92) Promem przez Geirangerfjorden (lipiec 2012)




Fiord Geiranger (Geirangerfjorden) to jedna z najczęściej pojawiających się na pocztówkach wizytówka Norwegii. Od 2005 wpisany jest na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. W najgłębszych miejscach osiąga głębokość 600 metrów, a otaczające go wzniesienia pną się ponad półtora kilometra w górę. Wzdłuż fiordu kursuje prom wycieczkowy. Trasa, którą prom pokonuje w niecałą godzinę, wiedzie z Hellesylt do malowniczej wioski Geiranger.

***

W 2007 roku odbyliśmy pierwszą rodzinną wyprawę po Geirangerfjorden. Szczelnie zapakowani w przeciwdeszczowe kurtki, w strugach deszczu i przy dość silnym wietrze płynęliśmy wzdłuż fiordu. Jakże złowieszcze, ponure i niebezpieczne wydawało się wtedy to miejsce.
Gdy mijaliśmy rozsiane po drodze, niemal zawieszone na skałach pojedyncze domostwa, trudno było uwierzyć, że kiedyś mieszkali tam ludzie. Część z nich, aby móc kontaktować się ze światem, musiała korzystać z łodzi, które czekały kilkaset metrów poniżej domostwa, na wodach fiordu. Aby zejść z takiej wysokości, trzeba zręczności i siły. Jak radzili sobie starcy? Co działo się z nimi w przypadku choroby, porodu, pożaru? Historie o dzieciach przywiązywanych do palików w celu zabezpieczenia przed upadkiem ze skały to nie sensacyjne opowiastki na potrzeby turystów ale fakt.
Trudno uwierzyć, że ostatni mieszkańcy opuścili to miejsce w latach sześćdziesiątych XX wieku.


***

W tym roku aura była dla nas bardziej łaskawa: piękny, słoneczny dzień, lekki wietrzyk, idealna widoczność. W drodze do Hellesylt przeżyliśmy ekstremalny podjazd Drogą Trolli (LINK), co było równie emocjonujące, jak przeprawa promem po spokojnych tym razem wodach fiordu.

***

Startujemy. Z głośników płyną informacje powtarzane w wielu językach (m.in. norweskim, angielskim, rosyjskim, francuskim, niemieckim, japońskim). Aktywność turystów faluje od jednej do kolejnej informacji. Siedząca koło nas dość żywiołowa grupa Japończyków milknie tylko na czas, gdy z głośnika rozlega się jakieś ichnie ja-ko-ta-ko. Ale nam to nie przeszkadza. Wcale!
Po przeciwnych stronach fiordu spływają wysokie na ponad czerysta metrów wodospady. Z jednej strony Siedem Sióstr (De syv søstrene), z drugiej Zalotnik (Friaren). Legenda głosi, że ów zalotnik po odtrąceniu przez każdą z sióstr znalazł pocieszenie w butelce. Podobno, jeśli przyjrzeć się bliżej, widać, że skała, z której wypływa ten wodospad, przypomona kształtem butelkę.



















Małym polskim akcentem na promie była biedronkowa torba, z którą nie rozstawał się jeden z turystów.



Na koniec mała rada. Po zaparkowaniu samochodu na promie warto jak najszybciej wejść na górny pokład i zająć miejsce siedzące.


Pozdrawiam, ha det bra!
Reniferowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz