brattvaag

brattvaag

KIM JEST RENIFEROWA?

Mieszkam na wyspie. Bywa, że woda leje się z nieba, deszcz pada poziomo, a wiatr chce urwać głowę. Ale gdy wyjdzie słońce, woda w fiordzie zaczyna mienić się kolorami, czas staje w miejscu. Tu w pełni czuję, że JESTEM. W Norwegii bywałam wcześniej jako turystka, od jesieni 2011 tu jest mój dom.

Na blogu piszę o godnych odwiedzenia zakątkach Norwegii - także tych mniej znanych. Blog to także skrawki naszego emigracyjnego życia. To zapiski przede wszystkim dla naszych dzieci. Ale nie tylko.

Zapraszam!

Reniferowa

czwartek, 23 sierpnia 2012

(90) Powrót



Tym, którzy mimo mojego milczenia tu zaglądają, winna jestem wyjaśnienie. Wybaczcie, jakoś nie po drodze było mi ostatnio do klawiatury, choć byłoby o czym napisać. Od ostatniego wpisu minęły aż dwa miesiące.
Zatem, w telegraficznym skrócie:

20 czerwca zakończył się rok szkolny. Tu odbywa się to mało widowiskowo. Najpierw krótkie spotkanie w sali gimnastycznej. Dyrektor dziękuje za wspólnie spędzony czas, życzy udanych wakacji. Spotkanie wieńczy piosenka wykonana przez nas, nauczycieli (gdy wchodzimy na podest, dyrektor wręcza każdemu kartkę z tekstem piosenki, akompaniament z magnetofonu). Uczniowie klaszczą, wstają z krzeseł i gonią do klas, gdzie odbiorą świadectwa. Wszystko trwa kilkanaście minut. Trochę brakuje mi odświętnych strojów i bardzie wzniosłej atmosfery, jaką znam z polskiej szkoły. A z drugiej strony podoba mi się ta skandynawska bezpretensjonalność.

W lipcu mamy gości, a raczej ilość domowników wzrasta tymczasowo z dwojga do czworga. (Tu święte oburzenie Renifera. Wszak psiak - emeryt to też domownik. Zatem poprawiam się: razem było nas pięcioro.)
Zaliczamy wspólnie stały zestaw sunnmorskich cudów:
- rejs statkiem wzdłuż fiordu Geiranger,
- przeprawę przez Trollstigen (nowe tarasy widokowe są niesamowite!!!),
- wędrówkę na Signalen,
- odwiedzenie jaskini Skjonghellaren,
- dzień na ptasiej wyspie Runde,
- wdrapanie się na Akslę zwieńczone sesją zdjęciową na Fjellstua,
- spacer po urokliwych uliczkach secesyjnego Ålesund,
- karmienie pingwinów w ålesundzkim akwarium,
- pitowanie na tarasie (nie pitu pitu tylko nadziewanie pity warzywami i grilowanym mięsem marmurkowym (dziękuję W za wyjaśnienie, co to mięso marmurkowe),
- wędkowanie (wynik mało spektakularny – trzy makrele na troje wędkarzy, ale miejsce wędkowania cudne).

Potem mój krótki pobyt w Polsce. Powód wyprawy do kraju zdecydowanie bolesny. Do tego męczący upał, od którego odwykłam.
Ale:
- mogłam pobyć z Reniferową Gromadką,
- usłyszałam parę nowinek z Cyfronowego Świata,
- oczyściłam miskę kurek z Reniferową Latoroślą,
- utwierdziłam się w przekonaniu, że moje miejsce jednak u nas na wyspie, a nie u nas na drugim piętrze.
Jak patrzę na moje dzieci, nie mogę uwierzyć, że są już takie dorosłe i... takie samodzielne. To dobrze, mogę bez obaw wracać do naszego norweskiego domu.
Wszystkich, z którymi się nie spotkałam, będąc w Polsce, proszę o zrozumienie. Nie zawsze okoliczności sprzyjają spotkaniom. I tak, choć o tym nie wiecie, bywacie tu, na naszej wyspie.

A tu czas zmian. Lato ma się ku końcowi, długie, słoneczne tarasowe wieczory odchodzą w niepamięć, zasypiamy już w ciemności, niedługo pobudka też będzie w szarościach.
Czas zmian.
Tylko fiord niezmiennie trwa za oknem i budzi we mnie tyle uczuć.

Pozdrawiam, ha det bra!
Reniferowa