Port |
Bergen postanowiliśmy zdobyć z zaskoczenia, bez czekania aż miasto otworzy oczu ze snu. Już przed ósmą rano wędrowaliśmy wzdłuż portu. Renifer oczywiście nie spuszcza wzroku z zacumowanych statków. Dłuższą chwilę przystajemy przy znanym nam z Fosnavåg statku Bourbon Surf. To jeden z licznych tu tak zwanych statków offshore, które służą do obsługi platform wiertniczych.
Naszą uwagę zwraca tez statek o wdzięcznej nazwie MARISKA.
Wieża Rozenkranz |
Kierując się ku centrum, trafiamy do zamku Bergenhus. Takie miejsca mnie przytłaczają. Zaraz wyobrażam sobie Håkona Håkonssona, norweskiego króla , dla którego te grube mury i wychłodzone, wilgotne, niedoświetlone wnętrza były codziennością. Håkon to ważna dla Norwegów postać. Udało mu się zdecydowanie umocnić pozycję Norwegii w świecie , a nawet zjednać sobie przychylność papieża. Żył w XIII wieku, a królem był ponad czterdzieści lat.Z wieży (zbudowana została w XVI wieku) można podziwiać panoramę miasta.
Bryggen |
Teraz ruszamy w kierunku najpiękniejszej, moim zdaniem, części Bergen - Bryggen. Kiedyś w tym miejscu spotykali się, prowadzili interesy i pomieszkiwali (czytaj: w delegację się wybierali) kupcy z HANSY. To licznie zgromadzone na sporej przestrzeni drewniane domy o pomalowanych na różne kolory fasadach. Składają się z one najczęściej z trzech poziomów. W niemal każdym z nich wygospodarowano duże przestrzenie magazynowe. Budynki są przyklejone jeden do drugiego, niektóre węższe niż szerokość moich rozpostartych rąk. A dzielące je uliczki także wąziutkie.
Renifer zadziera głowę, podziwiając Bryggen |
Na kolejne poziomy prowadzą krużganki, a niektóre z domów połączone są mostkami na poziomie pierwszego i drugiego piętra. Niektóre domy są puste, w innych, najczęściej na dolnym poziomie, rozlokowali się kupcy wszelkiej maści. Można tu nabyć prawdziwe cudeńka, na przykład świece o niepowtarzalnych wzorach (tak, każda inna!), wyroby hafciarek, gliniane naczynia.
Docieramy teraz do budynku , w którym odkrywamy dziwną wystawę. Przywodzi mi ona mi na myśl czasy dzieciństwa. Pamiętam, że jako mała dziewczynka budowałam z kartonów mieszkanka dla lalek. Godzinami potrafiłam walczyć z twardą materią, by w końcu do domu moich lalkowych córek dotarło światło (czytaj: rżnęłam karton nożem w celu wydłubania okna). Potem oklejałam ściany i urządzałam wnętrze. I wyobraźcie sobie, że teraz mój lalkowy dom stanął przede mną jak żywy.
Docieramy teraz do budynku , w którym odkrywamy dziwną wystawę. Przywodzi mi ona mi na myśl czasy dzieciństwa. Pamiętam, że jako mała dziewczynka budowałam z kartonów mieszkanka dla lalek. Godzinami potrafiłam walczyć z twardą materią, by w końcu do domu moich lalkowych córek dotarło światło (czytaj: rżnęłam karton nożem w celu wydłubania okna). Potem oklejałam ściany i urządzałam wnętrze. I wyobraźcie sobie, że teraz mój lalkowy dom stanął przede mną jak żywy.
Otóż zgromadzono tu pod jednym dachem sporo miniaturowych domków. Naszym oczom ukazały się różne wnętrza, na przykład: warsztat rzemieślniczy, karczma z niezliczoną ilością maciupeńkich buteleczek ustawionych za barem, alkowa młodej damy, sklep rzeźnicki z masarzem dzierżącym w dłoni pęta kiełbasy i wiele, wiele innych. Cóż, Renifer nie podzielał mojego zachwytu, ale nie odpuściłam, musiałam przecież uwiecznić to wszystko na fotkach. W końcu wychodzimy. Słyszę niezbyt głośne: "Uff..." Słyszę? A może tylko mi się zdaje...
Jako bardzo praktyczna turystka kupuję niemal w każdym zwiedzanym przez nas miejscu koszulkę z jakimś charakterystycznym nadrukiem. Mam ich już sporą kolekcję. Tu oczywiście tradycji stało się zadość. Wybraliśmy T-shirt z napisem Bergen i szkicem wąziutkich budyneczków Bryggen. Drugi zaś zdobią słowa : LOST IN NORWAY. Na szczęście jeszcze nigdy w Norwegii się nie zgubiłam, ale można powiedzieć (i to bezapelacyjnie!), że się w niej zatraciłam. I chcę się nadal zatracać...
Sklep z rękodziełem |
Chwilę wędrujemy po minigalerii z pięknymi akwarelami współczesnych twórców norweskich. I już wiem, że przy następnej wizycie w Bergen wypatrzę tam i kupię jakieś cudo. Oczywiście znajdziecie tu też kilka sklepów z bardziej komercyjnymi i mniej wyszukanymi pamiątkami, w których każdy znajdzie coś dla siebie, od kubków, koszulek z wizytówką miasta począwszy, a na pięknych, tradycyjnych norweskich swetrach, kurtkach i obuwiu skończywszy.
Reniferowa przed zakupem kolejnego T-shirta;) |
Wokół tej fontanny "leżakują" mieszkańcy Berge |
Wyobrażam sobie, jakie miny mieliby przechodnie, gdybym w Polsce pewnego dnia zakotwiczyła z kocykiem przed jakimś urzędem. A co gdybym miała na sobie tylko strój plażowy? A w Norwegii to nikogo nie dziwi. A w zasadzie dziwi, ale tylko takich przybyszów (z innej chyba galaktyki) jak ja.
Edward Grieg |
Tu nawet Grieg (Edward Grieg) nie robi min, gdy ptak, będąc w pilnej fizjologicznej potrzebie, uwalnia się z tego "balastu" wprost na jego głowę. Nawiasem mówiąc , uwielbiam muzykę Griega skomponowaną do "Per Gynta" Ibsena. Ci dwaj artyści to dla mnie prawdziwi geniusze. Gdy Ibsen prosił Griega o napisanie muzyki do swojego dramatu, nie przypuszczał chyba, ze po latach ta właśnie muzyka będzie bardziej popularna od jego dzieła. Teraz, gdy słyszysz "Per Gynt", myślisz raczej o genialnych dźwiękach Griega, a nie o zapomnianym trochę dramacie (dla wyjaśnienia: oba dzieła noszą ten sam tytuł).
Posłuchaj: Grieg "Peer Gynt", "Poranek"
(warto nie tylko słuchać, ale też obejrzeć klip)
Fisketorget |
Fisketorget |
Fisketorget |
Bryggen |
W kolejnym wpisie relacja ze Stavanger.
Odrobina norweskiego na co dzień po norwesku: Snille piker kommer til himmelen, slemme piker kommer hvor hen de vil. po polsku: Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne dokądkolwiek zechcą;) (tłumaczyła Reniferowa)
Pozdrawiam!
Ha det bra!
Reniferowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz