brattvaag

brattvaag

KIM JEST RENIFEROWA?

Mieszkam na wyspie. Bywa, że woda leje się z nieba, deszcz pada poziomo, a wiatr chce urwać głowę. Ale gdy wyjdzie słońce, woda w fiordzie zaczyna mienić się kolorami, czas staje w miejscu. Tu w pełni czuję, że JESTEM. W Norwegii bywałam wcześniej jako turystka, od jesieni 2011 tu jest mój dom.

Na blogu piszę o godnych odwiedzenia zakątkach Norwegii - także tych mniej znanych. Blog to także skrawki naszego emigracyjnego życia. To zapiski przede wszystkim dla naszych dzieci. Ale nie tylko.

Zapraszam!

Reniferowa

poniedziałek, 6 grudnia 2010

(4) II ETAP: Bergen - Stavanger lato 2010

Port
Bergen postanowiliśmy zdobyć z zaskoczenia, bez czekania aż miasto otworzy oczu ze snu. Już przed ósmą rano wędrowaliśmy wzdłuż portu. Renifer oczywiście nie spuszcza wzroku z zacumowanych statków. Dłuższą chwilę przystajemy przy znanym nam z Fosnavåg statku Bourbon Surf. To jeden z licznych tu tak zwanych statków offshore, które służą do obsługi platform wiertniczych.
Naszą uwagę zwraca tez statek o wdzięcznej nazwie MARISKA.

Wieża Rozenkranz

Kierując się ku centrum, trafiamy do zamku Bergenhus. Takie miejsca mnie przytłaczają. Zaraz wyobrażam sobie Håkona Håkonssona, norweskiego króla , dla którego te grube mury i wychłodzone, wilgotne, niedoświetlone wnętrza były codziennością. Håkon to ważna dla Norwegów postać. Udało mu się zdecydowanie umocnić pozycję Norwegii w świecie , a nawet zjednać sobie przychylność papieża. Żył w XIII wieku, a królem był ponad czterdzieści lat.Z wieży (zbudowana została w XVI wieku) można podziwiać panoramę miasta.



Bryggen
Teraz ruszamy w kierunku najpiękniejszej, moim zdaniem, części Bergen - Bryggen. Kiedyś w tym miejscu spotykali się, prowadzili interesy i pomieszkiwali (czytaj: w delegację się wybierali) kupcy z HANSY. To licznie zgromadzone na sporej przestrzeni drewniane domy o pomalowanych na różne kolory fasadach. Składają się z one najczęściej z trzech poziomów. W niemal każdym z nich wygospodarowano duże przestrzenie magazynowe. Budynki są przyklejone jeden do drugiego, niektóre węższe niż szerokość moich rozpostartych rąk. A dzielące je uliczki także wąziutkie.

Renifer zadziera głowę, podziwiając Bryggen
Na kolejne poziomy prowadzą krużganki, a niektóre z domów połączone są mostkami na poziomie pierwszego i drugiego piętra. Niektóre domy są puste, w innych, najczęściej na dolnym poziomie, rozlokowali się kupcy wszelkiej maści. Można tu nabyć prawdziwe cudeńka, na przykład świece o niepowtarzalnych wzorach (tak, każda inna!), wyroby hafciarek, gliniane naczynia. 





Docieramy teraz do budynku , w którym odkrywamy dziwną wystawę. Przywodzi mi ona mi na myśl czasy dzieciństwa. Pamiętam, że jako mała dziewczynka budowałam z kartonów mieszkanka dla lalek. Godzinami potrafiłam walczyć z twardą materią, by w końcu do domu moich lalkowych córek dotarło światło (czytaj: rżnęłam karton nożem w celu wydłubania okna). Potem oklejałam ściany i urządzałam wnętrze. I wyobraźcie sobie, że teraz mój lalkowy dom stanął przede mną jak żywy. 

Otóż zgromadzono tu pod jednym dachem sporo miniaturowych domków. Naszym oczom ukazały się różne wnętrza, na przykład: warsztat rzemieślniczy, karczma z niezliczoną ilością maciupeńkich buteleczek ustawionych za barem, alkowa młodej damy, sklep rzeźnicki z masarzem dzierżącym w dłoni pęta kiełbasy i wiele, wiele innych. Cóż, Renifer nie podzielał mojego zachwytu, ale nie odpuściłam, musiałam przecież uwiecznić to wszystko na fotkach. W końcu wychodzimy. Słyszę niezbyt głośne: "Uff..." Słyszę? A może tylko mi się zdaje... 


Sklep z rękodziełem
Chwilę wędrujemy po minigalerii z pięknymi akwarelami współczesnych twórców norweskich. I już wiem, że przy następnej wizycie w Bergen wypatrzę tam i kupię jakieś cudo. Oczywiście znajdziecie tu też kilka sklepów z bardziej komercyjnymi i mniej wyszukanymi pamiątkami, w których każdy znajdzie coś dla siebie, od kubków, koszulek z wizytówką miasta począwszy, a na pięknych, tradycyjnych norweskich swetrach, kurtkach i obuwiu skończywszy. 
 
Reniferowa przed zakupem kolejnego T-shirta;)
Jako bardzo praktyczna turystka kupuję niemal w każdym zwiedzanym przez nas miejscu koszulkę z jakimś charakterystycznym nadrukiem. Mam ich już sporą kolekcję. Tu oczywiście tradycji stało się zadość. Wybraliśmy T-shirt z napisem Bergen i szkicem wąziutkich budyneczków Bryggen. Drugi zaś zdobią słowa : LOST IN NORWAY. Na szczęście jeszcze nigdy w Norwegii się nie zgubiłam, ale można powiedzieć (i to bezapelacyjnie!), że się w niej zatraciłam. I chcę się nadal zatracać...





Wokół tej fontanny "leżakują" mieszkańcy Berge
Z wąskich uliczek wychodzimy na otwartą przestrzeń i spacerem docieramy do rekreacyjnej części miasta, gdzie odpoczywamy przez dłuższą chwilę, chłodząc się przy fontannie. Z zainteresowaniem obserwuję ludzi wylegujących się na trawniku. Niektórzy mają niewielkie pledy, inni leżą wprost na trawie. To prawdziwy norweski fenomen! Oni nawet w dużych miastach tak polegują sobie na tych zielonych dywanach przyrody. I to dosłownie wszędzie! W Oslo widzieliśmy odpoczywających w ten sposób tuż przed gmachem parlamentu! Niektórzy czytają, inni mają na uszach słuchawki, pewnie słuchają muzyki lub (jak ja) uczą się słówek. A część z nich po prostu leży, gapi się w niebo i ma cały świat w nosie. Ja też tak chcę!!!
Wyobrażam sobie, jakie miny mieliby przechodnie, gdybym  w Polsce pewnego dnia zakotwiczyła z kocykiem przed jakimś urzędem. A co gdybym miała na sobie tylko strój plażowy? A w Norwegii to nikogo nie dziwi. A w zasadzie dziwi, ale tylko takich przybyszów (z innej chyba galaktyki) jak ja.


Edward Grieg

Tu nawet Grieg (Edward Grieg) nie robi min, gdy ptak, będąc w pilnej fizjologicznej potrzebie, uwalnia się z tego "balastu" wprost na jego głowę. Nawiasem mówiąc , uwielbiam muzykę Griega skomponowaną do "Per Gynta" Ibsena. Ci dwaj artyści to dla mnie prawdziwi geniusze. Gdy Ibsen prosił Griega o napisanie muzyki do swojego dramatu, nie przypuszczał chyba, ze po latach ta właśnie muzyka będzie bardziej popularna od jego dzieła. Teraz, gdy słyszysz "Per Gynt", myślisz raczej o genialnych dźwiękach Griega, a nie o zapomnianym trochę dramacie (dla wyjaśnienia: oba dzieła noszą ten sam tytuł).
Posłuchaj: Grieg "Peer Gynt", "Poranek"
(warto nie tylko słuchać, ale też obejrzeć klip) 
Źródło: http://www.youtube.com/
        
 
Fisketorget
Mówiąc o Bergen, nie można pominąć miejsca, które dla wielbicieli owoców morza jest prawdziwym rajem. Fisketorget czyli Targ Rybny – jeszcze go nie widzisz, a już czujesz! A jakie to zapachy! Kraby, krewetki, homary, ośmiornice i różnych gatunków ryby leżą ułożone w fantazyjne wzory. Możesz kupić wielką bagietkę wyładowaną po brzegi tymi cudami. Moją uwagę zwracają miseczki z sałatkami, na które składają się głównie te drobne morskie skarby skomponowane w różne zestawy.
Fisketorget
Wybór jest ogromny! Jeśli nie przepadasz za owocami morza (niestety, czasem długo uczymy się nowych smaków, wiem to z własnego doświadczenia), to znajdziesz tu też dania mniej fantazyjne, na przykład zestaw: frytki, rybka, surówka. Ostatnio sympatia Reniferowego Syna nauczyła mnie robić sos do spaghetti. A jego głównym składnikiem były krewetki. Zatem przy następnej wizycie w Bergen nie omieszkam opróżnić takiej barwnej, pachnącej morzem miseczki! 
Fisketorget

Wyjeżdżaliśmy z Bergen naładowani pozytywną energią. A to przecież dopiero początek wędrowania! 
Bryggen
Bryggen wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO


W kolejnym wpisie relacja ze Stavanger.
Odrobina norweskiego na co dzień po norwesku: Snille piker kommer til himmelen, slemme piker kommer hvor hen de vil. po polsku:   Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne dokądkolwiek zechcą;) (tłumaczyła Reniferowa)  
Pozdrawiam!
Ha det bra!
Reniferowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz