Norweskie Muzeum Ropy Naftowej (lato 2010) |
Nauka i zabawa |
Ponieważ Stavanger uznawane jest za stolicę norweskiego przemysłu naftowego, zrozumiałym się wydaje, że dołożono wszelkich starań, aby Norsk Oljemuseum stało się najbardziej charakterystycznym i długo pamiętanym przez odwiedzających je miejscem.
Pomyślano tu o zwiedzających w każdym wieku. Obok eksponatów „statycznych” znajdziesz tu także liczne animacje, różnego typu gry zręcznościowe, prezentacje multimedialne. Twórcy ekspozycji chcieli, bo odwoływały się one do różnych zmysłów. Jednym słowem, można tutaj ,bawiąc się, uczyć. Długo wędrowaliśmy wśród makiet platform wiertniczych.
Makieta platformy |
Dzięki nim w końcu do mnie dotarło, że taka platforma to po prostu małe miasteczko z całą infrastrukturą (łącznie z lądowiskiem dla helikopterów). Tyle że miasteczko to wokół otoczone jest wodą po horyzont. Ludzie mieszkający na niej prowadzą po pracy normalne życie, chodzą do kina, na zakupy. Nie wiem dlaczego platforma kojarzyła mi się tylko i wyłącznie z miejscem ciężkej pracy i poczuciem izolacji.
Część zewnętrzna, nadwodna, czyli ta, którą możemy zobaczyć czasem w relacjach telewizyjnych to prawdziwy wierzchołek góry lodowej. Spójrz, jak się ma wysokość tego, co pod wodą, do tego, co na górze:
Proporcje części nadwodnej i podwodnej platformy |
W wielkich muzealnych przestrzeniach eksponowane są różne elementy wyposażenia stosowanego przez pracowników platform. Na mnie największe wrażenie zrobiły kapsuły do prac badawczych i remontowych , kapsuła ratunkowa, olbrzymie wiertła używane do drążenia w miejscach leżących setki metrów pod wodą.
Kapsuła do prac badawczych i remontowych |
Kapsuła rarunkowa |
Właz do kapsuły |
Renifer podziwia wiertło |
Sporo tu także drobiazgów, na przykład stare mapy, butelka po syropie, do której wlano pierwszą porcję ropy.
Pierwsza porcja ropy w butelce po syropie |
W dwu salach kina trójwymiarowego obejrzeliśmy kolejno dwa filmy. Pierwszy, animowany, wyjaśnia, jak zbudowane są platformy i jak funkcjonują. Dowiesz się też, że do wytworzenia wielu przedmiotów codziennego użytku zastosowano jako surowiec (nie tylko jako paliwo) ropę.
Kolejna projekcja, tym razem film dokumentalny. Obserwujemy z podziwem precyzję człowieka pracującego w trudnych podwodnych warunkach przy konserwacji urządzeń. Później mogłam sama popróbować, jak się skręca metalowe elementy pod wodą. Renifer wykazał się cierpliwością, bo okazało się to dla mnie trudnym zadaniem (ale zwieńczonym sukcesem!). Otóż po włożeniu rąk w specjalne grube rękawice, należy, nie widząc tego, co się ma w dłoniach, skręcić odpowiednie elementy w całość. Mały problem, pracujesz z dłońmi zanurzonymi w zimnej wodzie!
Reniferowa, nie kręć! Ty masz tylko skręcać! |
Część prac (a może nawet większość?) wykonują specjalistyczne roboty.
Pierwszy norweski robot do prac podwodnych. Urządzenie sterowane zdalnie. |
Wielkie wrażenie zrobił na nas multimedialny pokaz rozwoju naszej planety, od wielkiego wybuchu aż do współczesności. W zaciemnionej sali obserwowaliśmy wiszącą w górze wielką kulę, której barwy zmieniały się w szybkim tempie. Z głośników płynęły informacje o kolejnych etapach w życiu Ziemi, a my patrzyliśmy w górę jak zaczarowani. Kula mieniła się i krążyła. Czymże są nasze problemy, trudne do pokonania przeciwności losu czy nawet najzwyklejsza ludzka nieżyczliwość (oby jej jak najmniej) , gdy pomyślisz, że jesteś tylko pyłkiem w układance czasu i przestrzeni.
Z głowami wzniesionymi ku tej wirującej kuli przeżyliśmy oboje coś ekscytującego i budzącego refleksje...
Bardzo dawno |
Na koniec o miejscu, które nazwałam muzealną szkołą przetrwania, czyli ciemnym labiryncie korytarzy, które należy przejść , aby ocalić życie. Jest to symulacja alarmu pożarowego na platformie, gdy minuty a nawet sekundy mogą zadecydować o ocaleniu. Ustawiamy się w kolejce nieświadomi tego, co nas czeka. Przed nami stoją dwie młode Norweżki, dwie panie w średnim wieku i niemieckie małżeństwo z chłopcem w wieku siedmiu – ośmiu lat. Pan obsługujący to miejsce otwiera drzwi (on pozostaje na zewnątrz). Dziewczyny wchodzą, drzwi się za nimi zatrzaskują i za chwilę ze środka dobiegają krzyki i piski, trwa to około jednej – dwóch minut i po chwili dostrzegamy na drugim końcu labiryntu nasze bohaterki ze zwichrzonym włosem i wypiekami na twarzy. Próba kolejnych pań kończy się po 15 sekundach. Słyszymy mocne walenie w drzwi wejściowe. Pan z obsługi otwiera je, a one wychodzą na zewnątrz i oddychają z ulgą. Zdecydowały się na powrót. Jeszcze nie domyślam się, dlaczego, ale za chwilę wszystko się wyjaśni. I to dosłownie za chwilę, bo stojący przed nami Niemcy rozmyślają się, wiedząc przerażenie w oczach swojego dziecka. No to kolej na nas. Gdy drzwi się za nami zatrzaskują, czuję się, jakbym została przeniesiona w zupełnie nową rzeczywistość. Panuje kompletna ciemność, słyszę wyjące syreny i powtarzany ciągle komunikat o ewakuacji. Słyszę też Renifera, który krzyczy, żebym nie puściła jego ręki. Co chwilę dobiega nas głośne sssssssssyyyy i mocny podmuch tuż przy twarzy, jakby ktoś spuszczał gaz z jakiegoś urządzenia. I oczywiście każdemu sssssssssyyyy towarzyszy mój głośny wrzask. Mam na szczęście przed sobą Renifera, więc słyszę co chwilę: uważaj na głowę, teraz jest nisko, tu jest wysoka przeszkoda (jakaś deska postawiona na sztorc, przez którą trzeba się przedrzeć). Lewą rękę ściska mi Renifer, a prawą badam otoczenie. Najgorszy był chyba moment, gdy trafiliśmy na zamkniętą przestrzeń, czyli na moment utknęliśmy w pułapce (miałam wrażenie, jakbyśmy weszli do niezbyt obszernej szafy). Gdybym dotarła tam, będąc w pojedynkę, pewnie wrzeszczałabym, prosząc o ratunek. Domyślam się, że w takich przypadkach pan drzwi do tych piekieł wchodzi chyba w pomocą. Dotarliśmy do końca. Serce wali mi jak szalone, a jednocześnie czuję wielką energię. Wychodzimy i widzimy przy oddalonych drzwiach wejściowych do tego „podziemia” kolejnych chętnych.
Cóż, twórcy muzeum zapomnieli w prospektach napisać o jeszcze jednej funkcji muzeum, funkcji terapeutycznej w formie krzykoterapii!
Na zdrowie!
Kolejny etap naszej podróży to Preikestolen. O tym w następnym wpisie.
Na zdrowie!
Kolejny etap naszej podróży to Preikestolen. O tym w następnym wpisie.
Odrobina norweskiego na co dzień
po norwesku: Påfuglen gråter når den ser føttene sine, men ler når den ser halen.
po polsku: Paw płacze, spoglądając na swoje nogi, ale śmieje się, patrząc na ogon.
Mniej dosłownie: Mimo wad każdy może znaleźć w sobie powód do dumy.
(tłumaczyła Reniferowa)
Pozdrawiam!
Ha det bra!
Reniferowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz