Foto: filmweb.no
Wczoraj, 28 sierpnia 2015 zadebiutował na norweskich ekranach film "Bølgen". Premiera przyciągnęła do kin tłumy. A mnie się udało zdobyć bilet na dzisiejszy seans w kinie Løvenvold. To wiekowe, piękne, secesją pachnące kino położone w sercu Ålesund.
W 1934 roku wielki odłam skalny runął do Tafjorden. Kilkudziesięciometrowa fala zniosła z powierzchni ziemi domy położone wzdłuż fiordu. Woda pochłonęła i domy, i mieszkających w nich ludzi. Bo fala zaskoczyła ich w śnie. Naukowcy twierdzą, że kolejny taki kataklizm jest tylko kwestią czasu. Jednak zapewniają, że o bezpieczeństwo mieszkańców tego regionu dbają odpowiedzialni fachowcy wyposażeni w nowoczesny sprzęt. Gdy po raz pierwszy pisałam na blogu o "Bølgen", a było to przed ponad trzema laty, wielu powątpiewało, że film doczeka się realizacji. Niechętnie spoglądali na film zarówno włodarze gminy Stranda, jak i potencjalni sponsorzy. Obawiano się, że zniechęci on turystów do odwiedzania tej perły norweskiej natury. Film nakręcono i sprzedano już do stu krajów.
"Bølgen" to opowiedziana w prosty sposób, skłaniająca do refleksji historia. Fiord obserwowany bacznie przez geologów. Niedowierzanie, gdy aparatura pomiarowa zaczyna wariować. To błąd aparatury, na pewno błąd aparatury. I on. Jedyny, który widzi zagrożenie. Gdy jedzie krętą drogą w stronę Geiranger, widzę znajome miejsca i czuję, że to historia tak trochę i o nas. Bo my też nad fiordem mieszkamy. A drogę w stronę Geiranger przemierzaliśmy wielokrotnie. Widzę znajome placuszki na promie, czyli sveler på ferga:) Mimo że wiem, iż tragedia tuż, tuż, uśmiecham się wielokrotnie w czasie tego filmu. Do znanych miejsc, połyskującego fiordu, wiekowych szafek w kuchni głównych bohaterów. Renifer miał dokładnie takie stare szafki z przesuwanymi drzwiczkami w swoim pierwszym norweskim domu. Uśmiecham się też do ludzi mówiących cudnie dialektem.
"Bølgen" to film o tragedii, której można było uniknąć. O matce naturze, co czasem staje się macochą. O siłach od nas niezależnych, nieprzewidywalnych, trudnych do okiełznania. O śmierci. Ale to też film o byciu razem mimo dzielących nas różnic, trosce o bliskich i nadziei.
Nadziei na to, że choćby nie wiem jakie zło nas dosięgło, kiedyś znów będzie dobrze.
Det blir bra igjen.
Jeśli dojdzie do kataklizmu, Geiranger zniknie z powierzchni ziemi.
***
Mały oppdatering:
Wczoraj 2 września 2015 poinformowano, że "Bølgen" będzie walczył o Oskara w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny.
Pozdrawiam, ha det bra!
Reniferowa
brattvaag
KIM JEST RENIFEROWA?
Mieszkam na wyspie. Bywa, że woda leje się z nieba, deszcz pada poziomo, a wiatr chce urwać głowę. Ale gdy wyjdzie słońce, woda w fiordzie zaczyna mienić się kolorami, czas staje w miejscu. Tu w pełni czuję, że JESTEM. W Norwegii bywałam wcześniej jako turystka, od jesieni 2011 tu jest mój dom.
Na blogu piszę o godnych odwiedzenia zakątkach Norwegii - także tych mniej znanych. Blog to także skrawki naszego emigracyjnego życia. To zapiski przede wszystkim dla naszych dzieci. Ale nie tylko.
Zapraszam!
Reniferowa
sobota, 29 sierpnia 2015
niedziela, 23 sierpnia 2015
(210) Tak mało trzeba
Wróciliśmy późnym wieczorem z wędkowania. Wiaderko pełne ryb. Ta największa to niezła sztuka.
Woda w fiordzie gładziutka i przeźroczysta, góry wokół dziś łagodne. Czasem bywają groźne i zasępione, ale nie dziś. Jak zwykle, ponuciłam trochę pod nosem i pogimnastykowałam się z wędką w ręku. Dużo powietrza w płucach, wilgoć od fiordu na twarzy i rybie łuski na butach.
Pozdrawiam, ha det bra!
Reniferowa
Woda w fiordzie gładziutka i przeźroczysta, góry wokół dziś łagodne. Czasem bywają groźne i zasępione, ale nie dziś. Jak zwykle, ponuciłam trochę pod nosem i pogimnastykowałam się z wędką w ręku. Dużo powietrza w płucach, wilgoć od fiordu na twarzy i rybie łuski na butach.
Pozdrawiam, ha det bra!
Reniferowa
środa, 12 sierpnia 2015
(209) Środa na Aksli
W środy nie pracuję. Pojechaliśmy dziś rano do dentysty. Sprawa pilna, wyjazd do Polski w najbliższym czasie niemożliwy. O dziwo - nie przeżyliśmy szoku przy kasie. Fakt - to kosztuje. Ale ten dentysta tu żyje, tu płaci podatki, tu wydaje swoje uczciwie zarobione pieniądze. Na Kiperviktorget można w środy i soboty kupić warzywa od - jak się to tu mówi - prawdziwego rolnika. Za 2,5 kg pomidorów, dwa ogórki i dwie sałaty zapłaciłam dziś 190 koron czyli ok 90 złotych. Domyślam się, że dentysta też jada pomidory i też zostawia dwie stówki na straganie.
A dlaczego piszę wyżej o uczciwości? Bo dostaliśmy nie tylko paragon fiskalny, ale także rachunek z wyszczególnieniem wszystkich procedur - co było robione i ile to kosztowało. O rachunek nie prosiliśmy, tu rachunek wydany pacjentowi to standard...
Po wizycie Renifer uśmiechniety od ucha do ucha pojechał do pracy a ja pospacerowałam uliczkami Ålesund, posiedziaam przy Storneskaia, obserwując mewy, co gromadnie obsiadły nadbrzeżne kamienie, uśmiechałam się do turystów schodzących na ląd z olbrzymiego cruisera SERENADE OF THE SEAS i odpowiedziałam na radosne machanie dzieci, odpływających właśnie Hurtigrutą na swój być może pierwszy rejs. A wisienką na torcie było wejście na Akslę.
***
Siedzę na Aksli. Suszę się w słońcu, bo trochę mnie wcześniej zmoczyło. Zmęczona, trochę ubłocona. I spokojna. Tęsknię za Wami, Kochani, ale wiem, że Wam tam dobrze.
Wam tam, a mnie tu.
I to jest szczęście.
Taka była dziś Valderøya widziana z Aksla fjellstua
Pozdrawiam, ha det bra!
Reniferowa
Subskrybuj:
Posty (Atom)