Na dłuższą chwilę zatrzymujemy się przy gmachu Teatru Narodowego (Nationaltheater).
Renifer przed Nationaltheater w Oslo (lato 2010) |
Na fasadzie dostrzegamy nazwiska najwybitniejszych norweskich dramatopisarzy: Henryka Ibsena, Ludviga Holberga i Bjørnstjerne Bjørnsona.
Nationaltheater w Oslo |
Do tej trójki warto dodać Ole Bulla, który utworzył pierwszą scenę narodową (Det norske Teater powstały w 1850 roku).
Bjørnson znany jest też każdemu Norwegowi jako autor słów hymnu narodowego „Ja, vi elsker dette landet” ("Tak, kochamy ten kraj"). Jet też lauretaem Nagrody Nobla w dziedzinie literatury.
Posłuchaj: "Ja, vi elsker dette landet"
Źródło: http://www.youtube.com
A teraz mała dygresja na temat wspólnego przedsięwzięcia artystycznego polskich i norweskich twórców. W 2009 i 2010 roku Wrocławski Teatr Polski realizował we współpracy z Grusomhetens Teater z Oslo projekt “Strefa: Norwegia”. Efektem był cykl wydarzeń artystycznych, na które składały się spektakle, projekcje filmów, czytanie dzieł norweskich. Zorganizowano także wykłady popularyzujące kulturę norweską. Widziałam dwa festiwalowe spektakle (oba autorstwa Ibsena): “Górskiego ptaka” w reżyserii Larsa Øyno z Grusomhetens Teater i “Panią z morza”, którą reżyserował norweski reżyser pochodzenia polskiego Piotr Chołodziński. Na "Górskiego ptaka" o mały włos nie dotarłabym z powodu korków (chcielibyście widzieć mój galop, gdy wyskoczyłam z samochodu i pognałam w stronę Sceny na Świebodzkim). Zdążyłam - zasapana. Ale wypieki na twarzy były nie tylko efektem tej "gonitwy ku kulturze", spektakl był naprawdę niezwykły. Bardzo cieszyłam się na prezentację norweskich filmów. Filmy krótkometrażowe były rewelacyjne. Natomiast projekcja dwu długometrażowych obrazów ("En folkefiende" na podstawie dramatu Ibsena "Wróg ludu" w reżyserii Erika Skjoldbjærg oraz "Kautokeino" w reżyserii Nilsa Gaupa) okazała się kompletnym niewypałem. Otóż napisy były niezsynchronizowane ze ścieżką dźwiękową, co sprawiło, że w trakcie projekcji widownia wybuchała gromkim śmiechem w miejscach naprawdę mało zabawnych. Tak się wielokrotnie zdarzało, że wymowa sceny absolutnie "nie grała" z pojawiającymi się w dole ekranu napisami. Przyznam, że wielokrotnie sama śmiałam się do łez, po prostu ta kombinacja obrazów na ekranie i napisów była chwilami jak prawdziwa mieszanka wybuchowa - i do wybuchów śmiechu prowadziła. Efekt był taki, że wiele osób opuściło widownię Teatru Polskiego przed zakończeniem projekcji. Jakże było mi wstyd przed norweskimi gośćmi, którzy pojawili się na festiwalu. Mam nadzieję, że organizatorzy wyjaśnili im, że te salwy śmiechu w najmniej stosownych momentach to wynik "napisowej katastrofy" (inaczej tego nie nazwę) a nie przejaw niewrażliwości i braku kultury polskich widzów. A jeśli do wyjaśnienia tej "śmiechowej zagadki" nie doszło, to niniejszym: BEKLAGER!
Odrobina norweskiego na co dzień po norwesku: Beklager! po polsku: Przepraszam!
Pozdrawiam!
Ha det bra!
Reniferowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz