Źródło zdjęcia: www.skavlan.com
Skavlan - NRK 1 , piątek, 21.25
Piątkowy wieczór - wygodne moszczenie się w fotelu z kubkiem ciepłej herbaty. Czekam na mój ulubiony program talk-show Skavlan.
Gospodarz programu - norweski dziennikarz Fredrik Skavlan - rozmawia z gośćmi z taktem, swobodą i przenikliwością. Potrafi słuchać, nie odpytuje, nie błaznuje. Jest dowcipny, ale nie złośliwy. Dociekliwy, ale nie wścibski.
Rozmowy toczą się niespiesznie. Mimo, że goście są tak różnorodni, zawsze znajdzie się jakaś wspólna płaszczyzna. Obok mniej znanych w świecie mediów postaci, pojawiają się u niego wielkie osobistości m.in. ze świata nauki, kultury, polityki. Słuchałam z wielkim zainteresowaniem jak na fotelu u Skavlana siedzieli: Kevin Kostner, Jens Stoltenberg czy Liv Ullmann.
Skavlan potrafi budować nastrój. Pamiętam wzruszenie i współodczuwanie, gdy Liv Ullmann opowiadała o swojej relacji z Bergmanem oraz niezwykle subtelną rozmowę z synami Olofa Palmego, którzy wspominali tragicznie zmarłego ojca.
Dziś wśród gości Skavlana był John Irving. I rozmowa nie krążyła, jakby można się spodziewać, wokół "Świata według Garpa" - dla Skavlana to byłoby zbyt proste.
Na pytanie, czy zdarza mu się być nietolerancyjnym, John Ivring odpowiedział dziś tak: Oczywiście! Najbardziej nietolerancyjny jestem wobec ludzi, ktorzy sa nietolerancyjni.
¤¤¤
Jedne drzwi się zamykają, inne otwierają. Dziś dostałam miejsce na kursie przygotowującym do bergenstestu w ålesundzkim Voksenopplæringu.
¤¤¤
Odrobina norweskiego na co dzień:
po norwesku: De fleste samtaler består av en rekke små monologer. (Stig Johansson)
po polsku: Większość rozmów składa się z ciągu krótkich monologów.
(Ale nie jest tak u Skavlana.)
Pozdrawiam, ha det bra!
Reniferowa
brattvaag
KIM JEST RENIFEROWA?
Mieszkam na wyspie. Bywa, że woda leje się z nieba, deszcz pada poziomo, a wiatr chce urwać głowę. Ale gdy wyjdzie słońce, woda w fiordzie zaczyna mienić się kolorami, czas staje w miejscu. Tu w pełni czuję, że JESTEM. W Norwegii bywałam wcześniej jako turystka, od jesieni 2011 tu jest mój dom.
Na blogu piszę o godnych odwiedzenia zakątkach Norwegii - także tych mniej znanych. Blog to także skrawki naszego emigracyjnego życia. To zapiski przede wszystkim dla naszych dzieci. Ale nie tylko.
Zapraszam!
Reniferowa
piątek, 26 października 2012
środa, 24 października 2012
(104) Kurs odwołany, może to czas na zmiany?
Jesienna Hessa widziana z Aksla Fjellstue Ålesund
Dwa tygodnie temu jeszcze grzaliśmy się w słońcu na tarasie, od kilku dni mamy na przemian deszcz i słońce, od wczoraj opady się nasiliły i chwilami woda leje się z nieba wiadrami. A na jutro zapowiedź śniegu! Kwiaty na tarasie jakby zapomniały, że pora zwijać żagle. Lawenda jeszcze kwitnie, a smagane deszczem i wiatrem margerytki za nic mają takie wybryki aury. Jesień błyskawicznie daje się wykopać zimie. Nie narzekam. Niepogoda też ma swój urok. Mogłabym godzinami gapić się w okno. Nastrój jak z piosenek Elżbiety Adamiak. Niestety, nie wpisuje się w ten nastrój zapach wilgotnej sierści naszego psa emeryta. Ale co on biedny winny!
Dostałam dziś maila z uniwersytetu:
Hei!
Unfortunately we have to cancel the course «Norskkurset: Forberedelse til Bergenstesten» because of too few participants. We will try to start the course again in January.
Bergenstesten (Test i norsk - høyere niva) to ezgamin, który dotychczas zdawali tylko ci emigranci, którzy w Norwegii chcieli studiować albo wykonywać zawód prawnika, psychologa lub lekarza. Teraz taki wymóg stawia się także nauczycielom dwujęzycznym i nauczycielom języka ojczystego. Dla pozostałych egzaminem na najwyższym poziomie był Norskprøve 3, który szczęśliwie zdałam w styczniu 2012. Teraz czeka mnie kolejny egzamin. Kurs, na który się zapisałam, odwołano, ale do egzaminu chyba jednak przystąpię tak, jak planowałam, w styczniu 2013. Renifer stwierdził, że jeśli decyduję się na zdawanie bergenstestu, to może powinnam pójść za ciosem i pomyśleć o rozpoczęciu studiów. A ja coraz częściej dumam o spróbowaniu szczęścia w innym zawodzie. I myślę, że kolejne studia wcale mi do tego nie będą potrzebne.
Niech ktoś mnie uszczypnie. Czy to dzieje się naprawdę?
Pozdrawiam, ha det bra!
Reniferowa
Dwa tygodnie temu jeszcze grzaliśmy się w słońcu na tarasie, od kilku dni mamy na przemian deszcz i słońce, od wczoraj opady się nasiliły i chwilami woda leje się z nieba wiadrami. A na jutro zapowiedź śniegu! Kwiaty na tarasie jakby zapomniały, że pora zwijać żagle. Lawenda jeszcze kwitnie, a smagane deszczem i wiatrem margerytki za nic mają takie wybryki aury. Jesień błyskawicznie daje się wykopać zimie. Nie narzekam. Niepogoda też ma swój urok. Mogłabym godzinami gapić się w okno. Nastrój jak z piosenek Elżbiety Adamiak. Niestety, nie wpisuje się w ten nastrój zapach wilgotnej sierści naszego psa emeryta. Ale co on biedny winny!
Dostałam dziś maila z uniwersytetu:
Hei!
Unfortunately we have to cancel the course «Norskkurset: Forberedelse til Bergenstesten» because of too few participants. We will try to start the course again in January.
Bergenstesten (Test i norsk - høyere niva) to ezgamin, który dotychczas zdawali tylko ci emigranci, którzy w Norwegii chcieli studiować albo wykonywać zawód prawnika, psychologa lub lekarza. Teraz taki wymóg stawia się także nauczycielom dwujęzycznym i nauczycielom języka ojczystego. Dla pozostałych egzaminem na najwyższym poziomie był Norskprøve 3, który szczęśliwie zdałam w styczniu 2012. Teraz czeka mnie kolejny egzamin. Kurs, na który się zapisałam, odwołano, ale do egzaminu chyba jednak przystąpię tak, jak planowałam, w styczniu 2013. Renifer stwierdził, że jeśli decyduję się na zdawanie bergenstestu, to może powinnam pójść za ciosem i pomyśleć o rozpoczęciu studiów. A ja coraz częściej dumam o spróbowaniu szczęścia w innym zawodzie. I myślę, że kolejne studia wcale mi do tego nie będą potrzebne.
Niech ktoś mnie uszczypnie. Czy to dzieje się naprawdę?
Pozdrawiam, ha det bra!
Reniferowa
wtorek, 23 października 2012
(103) Det er helt Harry, czyli obciach po norwesku
Źródło:www.dagbladet.no
Stale uczę się języka i sprawia mi to wielką frajdę. Norweskie radio, telewizja, prasa. Siedzenie nad książką, słownikiem, grzebanie w internecie. Teraz mam fazę na frazeologizmy. Możliwość zrozumienia idiomów to glębsze zanurzenie się w języku. Ja na razie brodzę w wodzie po pas, ale wierzę, że przyjdzie czas na odważne zanurkowanie.
Dziś będzie o zwrocie å være Harry, czyli o byciu Harry. Gdy Norweg mówi: Det er så Harry! albo Det er helt Harry! nie ma na myśli żadnego Harrego, jak moglibyśmy przypuszczać. On mówi o czymś obciachowym.
A co jest obciachem według Norwegów? Lista zmienia się z czasem, ale najczęściej królują na niej:
- grilldress, czyli dres z tworzywa sztucznego o rażących kolorach, szczyt lansu w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych,
- svenskehandel (inaczej: harrytur lub harryhandel) – tanie zakupy, na które Norwegowie wybierają się do Szwecji,
- spisse sko – buty w szpic,
- campingvogner og campinglivet - samochody campingowe i campingowe życie,
- kosedresser - jednoczęściowe ubrania dla dorosłych (jak tzw. pajacyki dla niemowlaków). Obciachem jest chodzić w takim pajacyku poza domem, a szczytem obciachu – lecieć samolotem w takim odzieniu (zdarza się, zdarza!).
TU artykuł w Dagbladet o uczuciach, jakie budzi kosedress: albo się go kocha, albo nienawidzi. Tytuł: Skal aldri i mitt liv ta på meg en slik en, czyli Nigdy czegoś takiego na siebie nie włożę
O Harrym usłyszałam po raz pierwszy od Kristine. Opowiadała kiedyś, jak stała się ofiarą niewybrednego żartu. Miała brać udział w balu przebierańców (utkledningsfest), a hasło przewodnie imprezy: alt helt Harry, czyli wszystko kompletnie obciachowe. Pomyslała, że idealnym strojem na taką okazję jest grilldress. Rozesłała wici, odwiedziła pobliski Fretex. Udało się zdobyć dresik, który bił w oczy krzykliwymi kolorami tak, że mógłby z powodzeniem zastąpić światła na skrzyżowaniu. Do tego szelest nylonu przy każdym kroku.
Pojawiła się na imprezie. Wszyscy Francja - elegancja, wystrojeni.
I ona - jedyna w grilldresie.
Pozdrawiam, ha det bra!
Reniferowa
Stale uczę się języka i sprawia mi to wielką frajdę. Norweskie radio, telewizja, prasa. Siedzenie nad książką, słownikiem, grzebanie w internecie. Teraz mam fazę na frazeologizmy. Możliwość zrozumienia idiomów to glębsze zanurzenie się w języku. Ja na razie brodzę w wodzie po pas, ale wierzę, że przyjdzie czas na odważne zanurkowanie.
Dziś będzie o zwrocie å være Harry, czyli o byciu Harry. Gdy Norweg mówi: Det er så Harry! albo Det er helt Harry! nie ma na myśli żadnego Harrego, jak moglibyśmy przypuszczać. On mówi o czymś obciachowym.
A co jest obciachem według Norwegów? Lista zmienia się z czasem, ale najczęściej królują na niej:
- grilldress, czyli dres z tworzywa sztucznego o rażących kolorach, szczyt lansu w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych,
- svenskehandel (inaczej: harrytur lub harryhandel) – tanie zakupy, na które Norwegowie wybierają się do Szwecji,
- spisse sko – buty w szpic,
- campingvogner og campinglivet - samochody campingowe i campingowe życie,
- kosedresser - jednoczęściowe ubrania dla dorosłych (jak tzw. pajacyki dla niemowlaków). Obciachem jest chodzić w takim pajacyku poza domem, a szczytem obciachu – lecieć samolotem w takim odzieniu (zdarza się, zdarza!).
TU artykuł w Dagbladet o uczuciach, jakie budzi kosedress: albo się go kocha, albo nienawidzi. Tytuł: Skal aldri i mitt liv ta på meg en slik en, czyli Nigdy czegoś takiego na siebie nie włożę
O Harrym usłyszałam po raz pierwszy od Kristine. Opowiadała kiedyś, jak stała się ofiarą niewybrednego żartu. Miała brać udział w balu przebierańców (utkledningsfest), a hasło przewodnie imprezy: alt helt Harry, czyli wszystko kompletnie obciachowe. Pomyslała, że idealnym strojem na taką okazję jest grilldress. Rozesłała wici, odwiedziła pobliski Fretex. Udało się zdobyć dresik, który bił w oczy krzykliwymi kolorami tak, że mógłby z powodzeniem zastąpić światła na skrzyżowaniu. Do tego szelest nylonu przy każdym kroku.
Pojawiła się na imprezie. Wszyscy Francja - elegancja, wystrojeni.
I ona - jedyna w grilldresie.
Pozdrawiam, ha det bra!
Reniferowa
piątek, 19 października 2012
(102) Szkoła bez zadań domowych? Leksefrie skole?
Źródło: http://www.ungdomsnytt.no/
Organizacja Rød Ungdom zorganizowała w tym tygodniu narodowy strajk uczniów. Chodzi o zadania domowe (lekser), a w zasadzie o ich brak, którego domagają się młodzi. Sprawa jest komentowana w mediach. Ze strajkującymi spotkała się minister edukacji Kristin Halvorsen.
Hasło na transparentach: hater lekser, elsker kunnskap, czyli nienawidzimy zadań domowych, kochamy wiedzę .
Młodzi mają swoje argumenty:
- dzieciom mającym niewykształconych rodziców nikt w domu nie pomoże,
- zadania sprzyjają pogłębianiu różnic między uczniami,
- zadania domowe kradną czas,
- trzeba zerwać z tym starym nawykiem,
- istnieją szkoły, w których poziom nauczania nie spada mimo braku zadań.
Strajk zorganizowano w dniu 17 października, gdy przypada w Polsce Święto KEN nieformalnie zwane Dniem Nauczyciela.
Co na to powiedzieliby polscy nauczyciele? Nie wypowiem się za wszystkich.
Sama uważam, że zadanie domowe jest niezbędnym elementem w szkolno - domowym łańcuszku edukacyjnym. Musi być tylko:
- przemyślane,
- skrojone na miarę,
- czasem zabawne,
- rozwijące chęć poszukiwania,
- niebyt obciążające.
Za głupie uważam zadania, w które wmanewrowana jest pomoc rodzica. Pamiętam karmnik dla ptaków wykonany przez mojego tatę i zachwyt w oczach nauczycielki, która doskonale wiedziała, kto się przy nim napracował. A wiatrak uruchamiany nakręcaną na korbkę gumą? Stał na wystawie. A obok prace "wykonane" przez inne dzieci. Też piękne. Tylko czego nas to nauczyło?
Mój norweski uczeń piecze w szkole bułki, rzeźbi w drewnie, tnie, piłuje, majsterkuje. Wszystko pod okiem nauczyciela. I tak być powinno. Bo bywają dzieci, którym ojciec nie zrobi w domu karmnika ani nie zlutuje kapsli. Znam jedno takie Reniferowe Dziewczę, któremu udało się bez niczyjej pomocy polutować te kapsle, ale to w końcu inżynier in spe. Znam też chłopca, który lutował dla całej niemal klasy. A nagrodą za to był karnet na mecze koszykarzy, na który zrzucili się koledzy.
Na koniec mała refleksja. Jeśli uczeń raz za razem nie zrobi zadania, nie musi to znaczyć, że jest nierobem. Poszukajmy prawdy. Może szukając źródeł tych niepowodzeń my, nauczyciele, dotrzemy czasem do... siebie.
TU LINK do artykułu w Aftenposten zatytułowanego Fremtidens skole er leksefri - to jedna z licznych wypowiedzi na temat tej akcji.
***
Jemy drożdżowe bułki z cynamonem i suszonymi morelami. Renifer łypie na mnie okiem, uśmiecha się i mówi: No, te dzisiejsze bułeczki są wyjątkowe.
Tak, dziś wyjątkowy dzień. Dokładnie dwadzieścia siedem lat zajęło mi, zanim nauczyłam się piec takie bułki. Nauka wymaga czasu...
No to świętujemy, Reniferku!
Pozdrawiam, ha det bra!
Reniferowa
Organizacja Rød Ungdom zorganizowała w tym tygodniu narodowy strajk uczniów. Chodzi o zadania domowe (lekser), a w zasadzie o ich brak, którego domagają się młodzi. Sprawa jest komentowana w mediach. Ze strajkującymi spotkała się minister edukacji Kristin Halvorsen.
Hasło na transparentach: hater lekser, elsker kunnskap, czyli nienawidzimy zadań domowych, kochamy wiedzę .
Młodzi mają swoje argumenty:
- dzieciom mającym niewykształconych rodziców nikt w domu nie pomoże,
- zadania sprzyjają pogłębianiu różnic między uczniami,
- zadania domowe kradną czas,
- trzeba zerwać z tym starym nawykiem,
- istnieją szkoły, w których poziom nauczania nie spada mimo braku zadań.
Strajk zorganizowano w dniu 17 października, gdy przypada w Polsce Święto KEN nieformalnie zwane Dniem Nauczyciela.
Co na to powiedzieliby polscy nauczyciele? Nie wypowiem się za wszystkich.
Sama uważam, że zadanie domowe jest niezbędnym elementem w szkolno - domowym łańcuszku edukacyjnym. Musi być tylko:
- przemyślane,
- skrojone na miarę,
- czasem zabawne,
- rozwijące chęć poszukiwania,
- niebyt obciążające.
Za głupie uważam zadania, w które wmanewrowana jest pomoc rodzica. Pamiętam karmnik dla ptaków wykonany przez mojego tatę i zachwyt w oczach nauczycielki, która doskonale wiedziała, kto się przy nim napracował. A wiatrak uruchamiany nakręcaną na korbkę gumą? Stał na wystawie. A obok prace "wykonane" przez inne dzieci. Też piękne. Tylko czego nas to nauczyło?
Mój norweski uczeń piecze w szkole bułki, rzeźbi w drewnie, tnie, piłuje, majsterkuje. Wszystko pod okiem nauczyciela. I tak być powinno. Bo bywają dzieci, którym ojciec nie zrobi w domu karmnika ani nie zlutuje kapsli. Znam jedno takie Reniferowe Dziewczę, któremu udało się bez niczyjej pomocy polutować te kapsle, ale to w końcu inżynier in spe. Znam też chłopca, który lutował dla całej niemal klasy. A nagrodą za to był karnet na mecze koszykarzy, na który zrzucili się koledzy.
Na koniec mała refleksja. Jeśli uczeń raz za razem nie zrobi zadania, nie musi to znaczyć, że jest nierobem. Poszukajmy prawdy. Może szukając źródeł tych niepowodzeń my, nauczyciele, dotrzemy czasem do... siebie.
TU LINK do artykułu w Aftenposten zatytułowanego Fremtidens skole er leksefri - to jedna z licznych wypowiedzi na temat tej akcji.
***
Jemy drożdżowe bułki z cynamonem i suszonymi morelami. Renifer łypie na mnie okiem, uśmiecha się i mówi: No, te dzisiejsze bułeczki są wyjątkowe.
Tak, dziś wyjątkowy dzień. Dokładnie dwadzieścia siedem lat zajęło mi, zanim nauczyłam się piec takie bułki. Nauka wymaga czasu...
No to świętujemy, Reniferku!
Pozdrawiam, ha det bra!
Reniferowa
piątek, 12 października 2012
(101) Molnes
Łapanie w obiektyw słońca, co za horyzontem się chowa i pies w błocie po uszy.
Dziś byliśmy w Molnes.
***
W 2002 roku król wydał dekret, na mocy którego ustanowiono Molnes rezerwatem przyrody. Jest to część planu ochrony wybrzeży morskich w Møre og Romsdal. Molnes mieści się na wyspie Vigra. Należą do niego Molnesfjellet (góra Molnes) i długi pas piaszczysto - kamiennego wybrzeża.
***
Nasza wyprawa zaczyna się od wejścia na Molnesfjellet. Trasa wiedzie najpierw dość stromo. Jest sporo błota, co wcale nie przeszkadza psu. Moja kondycja ostatnio poleciała drastycznie na pysk, niemal siegając dna, więc człapię na końcu. W pobliżu mam Renifera. Chyba się boi, że spadnę w jakieś czeluści po drodze. Młodzi hen, hen daleko w przodzie. Pies emeryt robi dzięki temu dodatkowe kilometry biegając między mną, czyli ogonem wyprawy, a tymi, co na przodku. Chyba wyślę naszemu polskiemu weterynarzowi jego zdjęcie. Niech oprawi w ramki i pokazuje jako przykład cudownego ozdrowienia. Po przejściu grzbietem góry aż do jej podnóża po drugiej stronie, wędrujemy długo plażą. Jest spokojny wieczór. Słońce chowa się za horyzont, gdy jesteśmy na szczycie. Teraz niebo pomalowane jest żółto - czerwono - rudą farbą. Czyjeś włosy gubią się w tej rudości. Szum fal zlewa się z oddechem. W dali zarysy sylwetek Młodych. Pies gania z kijem w pysku.
Lubię taki spokój. Pustą plażę. W dali oświetlony statek. Firanki chmur w górze i szepty piasku i kamyków pod stopami.
Trochę nostalgii, trochę nadziei, trochę smutku. Jakaś tęsknota. Tajemnica.
Życie.
Cudne jest Molnes.
Pozdrawiam, ha det bra!
Reniferowa
czwartek, 11 października 2012
(100) Far Solitaire - Statek Roku 2012 - Årets Skip 2012
Far Solitaire - statek roku 2012 - czekał dziś przy kai w Ålesund na gości.
My też go odwiedziliśmy w towarzystwie dwojga młodych ludzi, którzy przyjechali do Norwegii w poszukiwaniu zorzy polarnej.
Far Solitaire to jednostka do obsługi platform wiertniczych, czyli platform supply vessel (PSV). Statek jest owocem współpracy dwu firm: STX OSV i Rolls Royce Marine.
Zastosowano w nim ciekawe rozwiązanie. Poza tradycyjnym paliwem (dieslem) zasilany jest także alternatywnie prądem elektrycznym. Podczas postoju w porcie może korzystać z energii elektrycznej i gromadzić jej zapasy na czas rejsu. Należy pamiętać, że ponad 99 procent energii produkowanej w Norwegii pochodzi z elektrowni wodnych. Zatem jeśli statek korzysta z takiego odnawialnego źródła energii, jest mniejszym obciążeniem dla środowiska.
Zwiedzamy. Za przewodnika robi Renifer. O statkach (a takich szczególnie) może opowiadać godzinami. I dodam nieskromnie, że naprawdę jest ekspertem. Techniczne szczegóły niezbyt mnie interesują. Za to pomieszczenia, z których korzysta na co dzień załoga - owszem! Kabiny, kuchnia, sala treningowa, jadalnie, pokoje do wypoczynki i miniszpital. Mostek kapitański to prawdziwe centrum dowodzenia z mnóstwem elektronicznie sterowanych urządzeń.
Taki statek - to wymarzone miejsce pracy adeptów sztuki marynarskiej.
Wizyta udana. Naszym gościom też się podobało.
Jakby to oni powiedzieli?
Było na bogatości;)
Pozdrawiam, ha det bra!
Reniferowa
środa, 3 października 2012
(99) W górach
(w górach - okolice Ulstein)
Słowa się taktownie schowały.
Nie trzeba słów.
Pozdrawiam, ha det bra!
Reniferowa
Słowa się taktownie schowały.
Nie trzeba słów.
Pozdrawiam, ha det bra!
Reniferowa
wtorek, 2 października 2012
(98) Rok za nami
2 października 2011, niedzielne popołudnie. Umordowani podróżą docieramy na wyspę. Ciekawi jutra, pełni nadziei i wątpliwości. Czy spełni się nasz norweski sen?
Dziś mija rok. Tak, to tu.
Pozdrawiam, ha det bra!
Reniferowa
Subskrybuj:
Posty (Atom)