brattvaag

brattvaag

KIM JEST RENIFEROWA?

Mieszkam na wyspie. Bywa, że woda leje się z nieba, deszcz pada poziomo, a wiatr chce urwać głowę. Ale gdy wyjdzie słońce, woda w fiordzie zaczyna mienić się kolorami, czas staje w miejscu. Tu w pełni czuję, że JESTEM. W Norwegii bywałam wcześniej jako turystka, od jesieni 2011 tu jest mój dom.

Na blogu piszę o godnych odwiedzenia zakątkach Norwegii - także tych mniej znanych. Blog to także skrawki naszego emigracyjnego życia. To zapiski przede wszystkim dla naszych dzieci. Ale nie tylko.

Zapraszam!

Reniferowa

czwartek, 21 marca 2013

(147) Co za dzień

Nikt rozsądny nie oczekiwałby, że w Norwegii w pierwszy dzień wiosny poczujemy... wiosnę. A dziś zawładnęła wyspą całkowicie!
Idziemy z naszymi maluszkami na spacer do pobliskiej mariny. Słońce, miły wiatr od fiordu. Tysiące pytań. Łódki policzone. Ptaki w skupieniu wysłuchane. Patyki unoszą się na połyskującej w słońcu wodzie. Ten największy oczywiście należał do H.
Płacz rozgoryczonej T: Jak to, nie ma dziś krabów?! Tłumaczyć dwulatce, dlaczego w niekrabowym sezonie krabów brak - super trening dla niecierpliwych.

Odwiedzamy kościół. Wielkanocne nabożeństwo dla przedszkolaków. Oczy mam mokre, gdy dzieci śpiewają: Hurra, nå kommer kongen, på et esel rider han. Czegoś takiego jeszcze nie widziałam. Patrzę na tę przekrzykującą się gromadę i myślę: Gdzie ten czas, gdy z przejęciem słuchaliśmy "takiego szołłł" rozkosznej dwulatki. Gdzie chwile radosnych tańców naszego malca z dżojstikiem w ręku?

To nie koniec na dziś. Mały E pokonuje strach i stawia pierwsze kroki. Aż osiem kroków! Z rąk L wprost w moje ramiona. Gdy później mówię o tym jego mamie, obie nie kryjemy wzruszenia.
Mam szczęście - byłam przy moich dzieciach, gdy z kolan dźwigały się na nogi.

Pozdrawiam, ha det bra!
Reniferowa

piątek, 15 marca 2013

(146) Kvinner kan czyli kobiety mogą

Byłam dziś na kursie organizowanym przez NRK (Norsk rikskringkasting) i Norsk Folkehjelp. Nazwa kursu: Kvinner kan. Temat: Kobieta w mediach. Kilkanaście osób z niemal wszystkich kontynentów, świetna atmosfera. Prowadzący - redaktor NRK Håvard Sporsheim - bezpretensjonalny, otwarty i, co najważniejsze, umiejący słuchać. Moje obawy typu: jak podołam, wszyscy pewnie będą mówić o niebo lepiej ode mnie okazały się bezpodstawne. Dobry dziennikarz wie, jak poprowadzić rozmowę, aby nikt nie poczuł się osaczony, oceniany. Wszyscy wypowiadali się ze swobodą. I chyba dla wszystkich była to ogromna frajda.
Po świętach kolejne spotkanie. Cieszę się na nie ogromnie.


Pozdrawiam, ha det bra!
Reniferowa

środa, 13 marca 2013

(145) Sliten czy trøtt?

Niebo szczodrze sypnęło białym puchem. Dzieciom tylko w to graj!
Mała A, co ją ledwo widać spod krasnalowej czapy, przedziera się przez zwały śniegu. Staje przy mnie, podaje rękę i prowadzi w stronę ławki.
Mówi: Vi ma hvile litt! (Musimy odpocząć.)
Pytam: Er du trøtt? (Jesteś zmęczona?)
Odpowiada: Nei, bare sliten. (Nie, tylko zmęczona.)

Zamurowało mnie. Myślałam, że słów sliten i trøtt można używać zamiennie. A tu się okazuje, że nie! Upewniam się u norweskiej koleżanki.
Wszystko jasne. Zmęczenie zmęczeniu nierówne. Gdy jesteś tak zmęczony fizycznie, jak po przewaleniu tony węgla albo wdrapaniu się na Preikestolen, to jesteś sliten. A jak jesteś całkiem nie do życia i marzysz tylko o łóżku, to jesteś trøtt.

Mała A niemal zasnęła w moich ramionach. Jednak była trøtt:)

Pozdrawiam, ha det bra!
Reniferowa

wtorek, 12 marca 2013

(144) W Norwegii jak u siebie?

Planujesz wyjazd na stałe do Norwegii. Lepiej nie oczekuj zbyt wiele i nie nastawiaj się, że teraz oto zaczyna się twój norweski sen. Unikniesz rozczarowania. A jeśli ci się uda - tym większa będzie radość.

Możesz mieć satysfakcjonującą pracę. Możesz mieszkać w domu z żywą widokówką za oknem. Ale jeśli nie zdołasz poczuć się tutaj naprawdę u siebie, to zaczynają się schody - i to raczej schody w dół. Najwięcej zależy bowiem od umiejętności zaadaptowania się w nowych warunkach. Z przystosowaniem się dzieci bywa różnie. W przedszkolu mamy rodzeństwo ze wschodnioeuropejskiego kraju. Chłopcy czują się tu jak ryby w wodzie. Są lubiani, uczestniczą we wspólnych zabawach. Z każdym dniem komunikują się coraz lepiej. Niepotrzebny był nauczyciel wspierający. Udało się.
Ale nie zawsze jest tak wzorcowo. Kolega po szybkim ustawieniu się w Norwegii sprowadził żonę i dwoje dzieci. Początkowa euforia ustąpiła miejsca zniechęceniu i poczuciu porażki. Razem byli niecałe pół roku. I żonie, i maluchom nie udało się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Wierzę, że w przedszkolu, do którego chodzili chłopcy, robiono wszystko, aby pomóc im w tym trudnym dla nich czasie. Ale nie każdemu uda się pomóc. Maluchy z mamą wróciły do kraju, a kolega dołączy do nich, gdy upłynie czas wypowiedzenia umowy o pracę. Nie wszyscy decydują się w takiej sytuacji na powrót w ojczyste strony. Czasem bywa to bardziej skomplikowane. Koleżanka z egzotycznego kraju z pewnością nie wróci do ojczyzny. Żyje w szczęśliwym związku z Norwegiem i sprawia wrażenie osoby całkowicie zasymilowanej.
Kiedyś wyszeptała jednak: Piękny ten fiord, piękne te góry, ale to nie mój fiord i nie moje góry. Jej oczy powiedziały mi wtedy wszystko.

Nam się chyba udało. Bo jak patrzę za okno, to myślę:
Piękny ten nasz fiord i piękne te nasze góry.

Pytana przed wyjazdem, czy to na stałe, odpowiadałam: Taki jest plan.
Dziś mogę powiedzieć, że plan się nie zmienił.
A jak będzie, czas pokaże.




Pozdrawiam, ha det bra!
Reniferowa

wtorek, 5 marca 2013

(143) Przypadkiem


Wytęż wzrok i znajdź na fotce psa:)

Zaprosiłam dziewczyny z kursu na próbę chóru. Jedna z Brazylii, druga z Iraku. Obie zostają z nami na dłużej.
Tak sobie myślę, że gdybym przeoczyła ogłoszenie w gazecie, nie wiedziałabym w ogóle o istnieniu chóru. Magia przypadku. Dobrze czuć, że nie wszystko w życiu musi toczyć się w jednym, ustalonym rytmie: praca - dom - dom - praca.
Choć na pracę nie mogę narzekać. Lubię moje przedszkolaki. Bardzo! I lubię opowiadać o nich Reniferowi. I on z wyraźnym zaciekawieniem słucha o drobniutkiej L, która kiedyś była mała, o przedsiębiorczej D, która wybiera się na zakupy do Moa i pierze lalkowe ciuszki w magicznej krzesełkowej pralce.
I o pulchniutkim S, który patrzy na mnie oczyma mojego taty.
Dziękuję Opatrzności, że sprowadziła nas w to miejsce.



Pozdrawiam, ha det bra!
Reniferowa

niedziela, 3 marca 2013

(142) Ci, których nie widać

Samolot startuje o czasie. Włączam flightradar. Widzę, jak maszyna przemierza Europę. Gdy jest nad Belgią - piję kawę, gdy leci nad Irlandią - próbuję czytać. Jakaś dziwna ta trasa - zamiast na przestrzał - przez Francję i Hiszpanię - samolot leci po jakiejś elipsie. Po kilku godzinach znika z radaru. Tylko spokojnie, tylko spokojnie. Szybko przeszukuję sieć. Wyguglane wyjaśnienie: samolot nad Atlantykiem czasem znika z flightradaru.
Ulgi jednak brak. Bo jeśli ten samolot zniknął, to dlaczego widzę inne?! Niechby znikły dla mojego spokoju!

Kiedyś rozprawiałam z uczniami o internecie. Czy postrzegać go jako dobrodziejstwo czy zagrożenie. Dziś jeden kochany człowiek ma dotrzeć na drugi koniec świata, a ja dzięki internetowi mogę (choć z niepokojąco długimi przerwami) obserwować jego lot na monitorze komputera. Gdy to piszę, leci nad Nową Funlandią - tak, tą z moich ukochanych Kronik portowych!

Bywa, że tracimy kogoś z oczu. Starsi odchodzą. Dzieci dorastają, szybują, obierając własne kursy. Bliscy są tak daleko, że jakby znikli z radaru.
Nie znaczy to jednak, że ich nie ma.
Paradoksalnie - im bardziej ich nie widać, tym bardziej są!


Pozdrawiam Was, kochani, serdecznie!
Ha det bra!
Reniferowa