Bergenstesten za mną. Wróciłam zadowolna. Wyniki 27 maja.
Pierwszy tekst w
leseforståelse, pierwszy akapit - i przerażenie. Jakiś wydumany idiom, którego, jak się okazało w czasie przerwy, nikt nie zrozumiał. To chyba tak dla podniesienia ciśnienia. Mnie to rybka, bo ja z tych, co im krew wolniej w żyłach płynie, ale na niektórych podziałało to paraliżująco. Później poszło już z górki. Trzy teksty, do każdego ok. 7 - 9 pytań. Stopień trudności tekstów bardzo zróżnicowany. Ale wszystko do przejścia. Najprostszy chyba był tekst, którego bohaterem był Max Manus.
Lytteforståelse całkiem, całkiem. 25 (jeśli dobrze pamiętam) krótkich dialogów. Kilka w tempie ponaddźwiękowym;)
Trzecia część - wysłuchanie wywiadu i napisanie z niego relacji (to się po norwesku nazywa
referat i nie ma nic wspólnego z tym, co Polacy zwą referatem). Bohaterem wywiadu był działacz Amnesty International. Na kursie pracowaliśmy z wywiadami z poprzednich egzaminów, w mojej ocenie były one dużo trudniejsze niż to, z czym zmierzyliśmy się dzisiaj.
Te trzy części trwały łącznie 2,5 godziny. Potem 30 minut przerwy.
Ostatnie dwie części to:
grammatikk, ord og uttrykk oraz
skriftlig produksjon. Łączny czas - 2,5 godziny.
Test gramatyczny do przejścia. Trzydzieści zdań, które trzeba przeredagować tak, aby nie zmieniły znaczenia. Parę idiomów, kilka podchwytliwych zdań z szykiem wijącym się jak spagetti (mowa zależna +
ikke i te rzeczy). Kilka prostych jak drut przekształceń.
No i na koniec wypracowanie (ok. 350 słów). Do wyboru tematy:
Bør prisene på utleieboliger reguleres?
Bør pensjonsalderen bli høyere?
Wybrałam temat drugi. Większość znajomych z kursu była zaskoczona tak prostymi tematami. Postraszyły nas trochę nasze nauczycielki i nastawialiśmy się na coś zdecydowanie trudniejszego. Mam nadzieję, że nie okaże się, że zlekceważyliśmy przeciwnika i że połowa z nas obleje.
Jedno wiem: dałam z siebie, ile mogłam. A jak ocenią to egzaminatorzy, czas pokaże.
Wielkie dzięki za trzymanie kciuków!
Pozdrawiam, ha det bra!
Reniferowa