Preikestolen (lato 2010) |
Życie zweryfikowało ten wizerunek. Mój własny obraz Preikestolen okazał się zupełnie odmienny od wyobrażeń. I o wiele bardziej ekscytujący!
Nie zdziwi nikogo fakt, że wędrówkę w stronę położonego na wysokości 604 metrów klifu rozpoczęliśmy przed godziną dziewiętnastą, jeśli wyjaśnię, że latem w tej części Norwegii dni są bardzo długie a noce krótkie. Gdy wyruszaliśmy, słońce było jeszcze wysoko na niebie, ale nie dokuczał nam już upał, który na odsłoniętej, pnącej się ku gorze drodze, może być prawdziwą udręką wędrowca.
Idąc, szybko traci się poczucie czasu i trudno oszacować przebyty dystans. Ale okazało się, że trasa jest świetnie przygotowana – co 20 - 25 minut mijaliśmy kolejną tabliczkę informującą nas, w którym miejscu się znajdujemy.
Droga wygląda na spacerową, ale to się zaraz zmieni... (lato 2010) |
Co jakiś czas wymieniamy pozdrowienia ze schodzącymi właśnie z ambony turystami (Preikestolen dosłownie znaczy: ambona). Droga prowadzi w krótkich odcinkach przez las. Pokonujemy też kilkanaście (może kilkadziesiąt? kto to zliczy?) stromych, kamienistych podejść. Tutaj często podpieram się rękoma, czyli bardziej prozaicznie rzecz ujmując, poruszam się na czworakach. Renifer wszystko dokumentuje na fotkach. Jest też, niestety, trochę stromych, śliskich zejść i wtedy cieszę się, że wokół nie widać żywej duszy, bo czasem muszę sobie pomóc siarczystym przekleństwem. Wtedy Renifer wie, że tu nie obejdzie się bez jego pomocy.
Początek trasy - w dole nasze schronisko |
Jeszcze trochę i ...następna stromizna |
Słońce jeszcze wysoko |
Gdy jesteśmy już na ostatnim odcinku, czyli od klifu dzieli nas około dwustu metrów, dostrzegamy, że w naszą stronę zaczyna napływać sea fog. Gdy Renifer opowiadał mi kiedyś o tym zjawisku, trudno mi było sobie je wyobrazić. Po polsku mówi się „mgła, że oko wykol”, tylko że taka mgła zazwyczaj gęstnieje stopniowo. Tutaj natomiast mamy do czynienia z chmurą mgły (fachowcy od meteorologii, nie rozstrzelajcie mnie za to dyletanckie określenie!). I ta chmura tak sunie sobie powoli. A jeśli akurat pojawi się w miejscu, w którym akurat właśnie jesteś ty, to kiepsko z tobą, bracie! Musisz czekać, aż to paskudztwo „odpłynie”.
Można sobie wyobrazić, jakie myśli przychodziły mi do głowy. Pierwsza, że niemal doszedłszy na Preikestolen, nie będzie dane nam go zobaczyć. Druga, że utkniemy tu na wiele godzin (może na całą noc!) i zmarzniemy na sopelki.
Aby dostać się na półkę musimy teraz zejść nieco niżej. Cel wędrówki jest już w zasięgu naszych oczu. Jeszcze rozświetlony słońcem.
Za chwilę słoneczny pas zacznie stopniowo przesuwać się na drugą stronę Lysfjorden. Gdy docieramy na miejsce, po słońcu nie ma śladu, a my ubieramy ciepłe bluzy, bo temperatura spada momentalnie i zaczyna wiać.
Ostatnie strome zejście |
Za chwilę słoneczny pas zacznie stopniowo przesuwać się na drugą stronę Lysfjorden. Gdy docieramy na miejsce, po słońcu nie ma śladu, a my ubieramy ciepłe bluzy, bo temperatura spada momentalnie i zaczyna wiać.
Renifer jako pierwszy na klifie |
Renifer na Priekstolen |
Coś mnie pędzi, coś mnie gna... |
Bliżej brzegu nie podejdę... |
Dokładamy swój kamyk do verdy |
Czy mnie jeszcze widać? |
Reniferowa w cieniu, druga strona fiordu skąpana w słońcu |
W drodze powrotnej mijamy leżących w śpiworach turystów, śpiących w wprost na skale. |
I oczywiście coś, czego wielokrotnie doświadczyłam w czasie naszych wypraw. Świadomość, że ja też jestem częścią tego niezwykłego świata! Kiedyś, gdy przechodziłam trudny (ze względów zdrowotnych) okres, było coś, co dodawało mi sił i pozwoliło wrócić do normalnego życia.
To myśl o tym, że są takie miejsca i jest ktoś, z kim mogę się nimi cieszyć.
Preikestolen - 604 metry nad Lysefjorden (lato 2010) |
Odrobina norweskiego na co dzień
po norwesku: Verden er vid og veiene mange.
po polsku: Świat jest szeroki i tyle na nim dróg. (czytaj: Masz tyle możliwości...)
Pozdrawiam!
Ha det bra!
Reniferowa
Ha det bra!
Reniferowa