brattvaag
KIM JEST RENIFEROWA?
Mieszkam na wyspie. Bywa, że woda leje się z nieba, deszcz pada poziomo, a wiatr chce urwać głowę. Ale gdy wyjdzie słońce, woda w fiordzie zaczyna mienić się kolorami, czas staje w miejscu. Tu w pełni czuję, że JESTEM. W Norwegii bywałam wcześniej jako turystka, od jesieni 2011 tu jest mój dom.
Na blogu piszę o godnych odwiedzenia zakątkach Norwegii - także tych mniej znanych. Blog to także skrawki naszego emigracyjnego życia. To zapiski przede wszystkim dla naszych dzieci. Ale nie tylko.
Zapraszam!
Reniferowa
niedziela, 16 września 2012
(92) Promem przez Geirangerfjorden (lipiec 2012)
Fiord Geiranger (Geirangerfjorden) to jedna z najczęściej pojawiających się na pocztówkach wizytówka Norwegii. Od 2005 wpisany jest na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. W najgłębszych miejscach osiąga głębokość 600 metrów, a otaczające go wzniesienia pną się ponad półtora kilometra w górę. Wzdłuż fiordu kursuje prom wycieczkowy. Trasa, którą prom pokonuje w niecałą godzinę, wiedzie z Hellesylt do malowniczej wioski Geiranger.
***
W 2007 roku odbyliśmy pierwszą rodzinną wyprawę po Geirangerfjorden. Szczelnie zapakowani w przeciwdeszczowe kurtki, w strugach deszczu i przy dość silnym wietrze płynęliśmy wzdłuż fiordu. Jakże złowieszcze, ponure i niebezpieczne wydawało się wtedy to miejsce.
Gdy mijaliśmy rozsiane po drodze, niemal zawieszone na skałach pojedyncze domostwa, trudno było uwierzyć, że kiedyś mieszkali tam ludzie. Część z nich, aby móc kontaktować się ze światem, musiała korzystać z łodzi, które czekały kilkaset metrów poniżej domostwa, na wodach fiordu. Aby zejść z takiej wysokości, trzeba zręczności i siły. Jak radzili sobie starcy? Co działo się z nimi w przypadku choroby, porodu, pożaru? Historie o dzieciach przywiązywanych do palików w celu zabezpieczenia przed upadkiem ze skały to nie sensacyjne opowiastki na potrzeby turystów ale fakt.
Trudno uwierzyć, że ostatni mieszkańcy opuścili to miejsce w latach sześćdziesiątych XX wieku.
***
W tym roku aura była dla nas bardziej łaskawa: piękny, słoneczny dzień, lekki wietrzyk, idealna widoczność. W drodze do Hellesylt przeżyliśmy ekstremalny podjazd Drogą Trolli (LINK), co było równie emocjonujące, jak przeprawa promem po spokojnych tym razem wodach fiordu.
***
Startujemy. Z głośników płyną informacje powtarzane w wielu językach (m.in. norweskim, angielskim, rosyjskim, francuskim, niemieckim, japońskim). Aktywność turystów faluje od jednej do kolejnej informacji. Siedząca koło nas dość żywiołowa grupa Japończyków milknie tylko na czas, gdy z głośnika rozlega się jakieś ichnie ja-ko-ta-ko. Ale nam to nie przeszkadza. Wcale!
Po przeciwnych stronach fiordu spływają wysokie na ponad czerysta metrów wodospady. Z jednej strony Siedem Sióstr (De syv søstrene), z drugiej Zalotnik (Friaren). Legenda głosi, że ów zalotnik po odtrąceniu przez każdą z sióstr znalazł pocieszenie w butelce. Podobno, jeśli przyjrzeć się bliżej, widać, że skała, z której wypływa ten wodospad, przypomona kształtem butelkę.
Małym polskim akcentem na promie była biedronkowa torba, z którą nie rozstawał się jeden z turystów.
Na koniec mała rada. Po zaparkowaniu samochodu na promie warto jak najszybciej wejść na górny pokład i zająć miejsce siedzące.
Pozdrawiam, ha det bra!
Reniferowa
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz